Jestem załamana i tak bardzo chcę, żeby ktoś mi pwoedział, że nie jestem okropmą matką ... byłam u mojego ginekologa i nie mam dobrych wieści... A tak się cieszyłam
że tym razem wszytsko będzie dobrze, tak bardzo się cieszyłam, miałam nadzieje, że ciąża przebiegnie bez
komplikacji!
Przez kilka dni dzidziuś strasznie był nisko - od piatku się w sumie zaczęło-, tak mi się zdawało, że zaraz mi wypadnie, nie mogłam jakoś chodzić, kłuło mnie TAM ... No ale nic mnie nie bolało, tylko od czasu do czasu stawiał mi się brzuszek ale nie boleśnie, więc wszytsko zbagatelizowałm ... Bo czyłam się ogólnie bardzo dobrze! W nocy z soboty na niedziele (5/6 marca) już wieczorem czułam, że maleństwo jest tak nisko, bardzo napierało, że nie mogłam chodzić, co chwilkę chiało mi się suiusiu a jak szłam do kibelka to parę kropelek nic więcej nie wysikałam... Raz nawet miałąm rakie uczucie, że już dziecko mi zaraz wypadnie i się automatycznie za krocze chwyciałm
Wojtuś spał juz więc i ja się położyłam, bo stwierdziłam, że to pewnie od chodzenia, jednak to już zaawansowana ciąża i pewnie to już normalka będzie. Kiedy się położyłam, brzus zaczął się stawiać, dzieciatko kopać straszliwie, bo i napierać jeszcze bardziej ... Tak sobie pomyslałam, że to coś nie fajniego się dzieje- ale w pamięci miałam jak to było przy Wojtulinku, bolał mnie brzuch, i bardzo miałam skurcze- więc tego, że w tym względzie będzie coś nie w porzątku nie brałam pod uwagę wogóle... I tak przeszło 4 godzinki mi się rak działo, ale byłam tak zmęczona że zasnęłam. Rano jak się obudziłam już nie miałam skurczów ale dzidzia jak napierała to dalej napiera, ciężko mi sie było ruszyc i tak cały dzień. Ale czułam się na tyle ok, że poszłamz Wojtulkiem i T. na spacer do lasu. Pod wieczór musiałm leżeć, bo miałam uczucie, że zaraz urodze
I tak do poniedziałku przechodziłam, na spcerku z synciem byłam, na zakupach, tam i z powrotem po schodach nosiłam małego, nic mnie dalej nie bolało więc myśle spoczko ... dzis wizyta więc się dowiem co z tymi wodami i nóżkami, a o tym napieraniu tylko wspomnę... Bardzo się niepokoiłam o te wody i te niewymirowośc kończyn ....
Podczas wizyty zostałm standardowo zważona i tu ogromnie
dla mnie .. przytyłam przez 4 tygodie tylko 1 kg więc dalej sie objadam czym popadnie... teraz na dzień obecny jestem całe 8 kg na + !
Zapytana o to " jak się mamy na dziś w dwupaku" odpwiedziałam: Bardzo dobrze panie doktorze, bardzo dobrze! Zerknął na wyniki badań, powiedział, że jestem "mizerna kobieta ale nie jest źle i stwierdził, że mam "siuśki jak zły dziecka...rewelacja" ... Krzywa cukrowa też ok!
Lekarz zerknął na USG od tego lekarza co byłam wcześniej, zapoznał się z dokumentacją co mi wystawił i dodał do uwag te AFI i KOŃCZYNY.... Mój gin, powiedzuał, że AFI=16 więc mieszczę się w normie (AFI=20-25) ale lepiej dmuchac na zimne i kontrolować ale nie ma co siać paniki, bo ciąża dobrze się rozwija.. Hmhm...mysle sobie, supewr... Strzelam
do doktorka jaki umiem najpiękniejszy i pytam dalej: a co z tymi nóżkami? No to Janusz patrzy na wymiary, prosi mnie do swojego USG i nanosi rozmiary główki, brzuszka i udek ... Wszytsko się zgadza, jeśli chodzi o tydzień ciąży, no ale nózki mają "odchylenie" o 3-4 dni od reszty ... W momencie robi mi się zimno, myśle sobie, kurde o co biega a lekarz się usmiecha i mi mówi ..EEE ..co on tam niepokojącego widział? Poobserwujemy sobie te nózki też ale ja myślałm, że to różnica o 3 tygodnie jest ...ale 3 dni ???? Myślę, że może być Pani całkiem spokojna, zobaczymy za kilka tygodnie, ale jest wszytsko OK. Co za ulga Uffffffffff.... no to najgorsze za mną- myśle... ale się myliłam
No to powoli kazał mi się porozbierać do badania, no to ja mu mówię, że taki lekkie
napierania mam od kilku dni
No to słysze zaraz zobaczymy co tam słychać i siup na fotelik! Brzuś zmierzony zostaje, tętno super i teraz bardanie ... Cisza i ten wyraz jego twarzy
Po prostu az mi się coś robiło, zaraz miałam ochotę uciekać ... Wiedziałam, już że jednak coś jest na rzeczy, bo mine miał nietęgą... Który to już tydzień? No to ja mi wg. USG i pana 32 tc a co? No i jego słowa:
"NO TO POLEŻY SOBIE PANI PONAD MIESIĄC W SZPITALU NA PATOLOGIII !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! I TO OD ZARAZ!!!!!" Ja się pytam co się stało, on mi mówi: Ma pani rozwarcie na 3,5 cm, szyjka miękka, scentrowana, dziecko nisko napiera na szyjke, kótra się bardzo skraca pani Małgosiu, stąd to uczucie wypadania dziecka- bo ono się coraz niżej w dół zsuwa !!! Ma pani skurcze? Ja mówię, że tak i nic więcej nie pamiętam do chwili aż zeszłam z fotela
I tak leżałm na tym fotelu i przed oczami wydziałam jak Wojtuś jest sam, bez mamy, jak nie głaszcę mu loczków na dobranoc, jak nie kreślę krzyżyka na czółku przed snem i nie całuję go na dobranoc
To wszytsko tak mnie zabolało, tak bardzo zabolało mnie serce, że myślałam, że umrę na samą myśl o tym, że mam go na tak długi okres zostawić samego- oczywiście nie samego tylko z tatą i babcią... ale jednak, mnie tam nie było...w tej wizji...
Z tego transu wyrwał mnie głos lekarza, który kreślił coś na kartce ... Proszę, to jest skierwanie do szpitala... NIE JADĘ, NIE MA SZANS !!!!!!!!! ODMAWIAM NA WŁASNĄ PROŚBĘ !... pwoiedziałm i zawisiłam głowę jak jakiś złoczyńca! Mój lekarz, zapytał dlaczego, ja odpowiedzałm, że mam małe dziecko i nie zostawię go i tyle. Lekarz popatrzył mnie nie takim wzrokiem, wzrokiem jakby taty któremu ktoś się sprzeciwił i mówi: "Ale tam pod sercem też jest dziecko i o iego też się trzeba zatroszczyć, a ja wiem, że w domu, przy małym dziecku i pracującym mężu nie odpocznie pani, nie poleży i nawet leki nie zahamują tego procesu który w pani ciele się toczy ... A ja nic tłumaczyć nie bedę bo się znamy już jakiś czas i pierwsza ciąza też była zagrożona, więc wie Pani czym to grozi, nie będę sie powtarzał, więc jak?" Znów odmówiłam, ale czułam się jak wyrodna matka, która musi wybrać pomiędzy dwoma dziećmi które kocha nad życie i bez których nic już nie miało by sensu...
No więc podpisałm, że nie przyjełam "zaproszenia" na oddział z właśnej woli .... Dostałm nakaz leżenia, leki podtzymujące i rozkurczające i 'wymuszone" przyżeczenie, że jak coś się zacznie dziać łego, to zaraz mam dzwonić lub do szpitala jechać. Obiecałam...
Czuję się strasznie źle, źle a tak nie powinnam się czuć i tu wcale nie chodzi o bół fizyczny bo ten jest owiele lżejszy do pokonania niz ten który odczuwam tak dotkliwie...
Czy ktoś mnie zrozumie? Czy ktoś mi powie, że postąpiłam słusznie???
Łzy leją mi się po policzku kiedy to piszę, bo musiałam wybierać pośród tych których kocham tak bardzo, że oddała bym za nich życie .... Moje dzieci, moje dzieci ... Jedno spiące i sicho szepczące to słowo, co roztapia wszelkie zło: mama, to dziecko czule mnie obejmujące i oddane mi bez reszty ... Jak ja miałam Cię zostawić, nie potrafiłam mój Skarbie, mój Synku...I wybór tego drugiego dzieciątka, pod sercem które noszę ... Nie kocham mniej, kocham Cię tak bardzo, jesteśmy współnotą, boje Twoje serce we mnie, przepraszam, że musiałam wybierać ... Tak mi źle, że ktoś mi kazał pomiędzy Wami wybierac... Albo Wojtuś będzie ponad miesiać sam albo Ty kruszynko, mozesz się urodzić przedwcześnie.... Czy jestem złą mamą. czy jestem zła, że wybrałam ??? Tak mi strasznie źle... I czuję, żal, że los jakoś tak krzyżuje mi plany ... Taka radosna ta ciąza była... czy wszytsko się zmieni?? Jak mam pogodzić się z tym, że nie mogę przytulić wojego dziecka, które wyciąga do mnie rączki i woła mama opa?? Jak? On ma wtedy takie smutne oczka ... Cieżko mi, naprawdę...