hej dziewczyny przeczyrałam cały wątek i było trochę wesoło a trochę przerażająco.. no cóż.. życie..

ciężka sytuacja Pysi... i każdej innej dziewczyny mającej dzieci z więcej niż jednym facetem.
ja nie mam aż takich problemów jak Wy i bardzo Wam współczuję, oczywiście nie powiem, że moje małżeństwo jest idealne ale jest teraz dobrze i w zasadzie coraz lepiej... zaglądnęłam tutaj bo ja czasami też "nie umiem wytrzymac z ojcem moich dzieci" - jak w temacie

tzn. wcześniej było gorzej niż dzisiaj ale też mamy słabe dni...
opowiem jak to było u nas:
jesteśmy małżeństwem 3 lata ale dopiero od kilku miesięcy się dogadujemy i mogę powiedziec , że jest dobrze.
wcześniej były tylko kłótnie o wszystko..
jak poznałam mojego S. to myślałam : "ideał" , po roku czasu mi się oświadczył - było cukierkowo.. jak w bajce... po następnym roku zaszłam w ciąże (świadomie) - oboje chcieliśmy miec dziecko, ustaliliśmy datę ślubu i w międzyczasie staraliśmy sie o dzidziusia.. a że wyszło tak ,że zaszłam w ciąze szybciej niż była data ślubu to datę musieliśmy zmienic na wcześniejszą..
problemy zaczęły się gdy już tak na poważnie zamieszkaliśmy razem.. S. się zmienił, najpierw nie chciał szukac mieszkania do wynajmu ani tym bardziej nic kupywac więc ja się tym zajęłam, moja mama załatwiła mu lepszą pracę bo z tej co miał to byłoby nam ciężko wyżyc.. ale przyjęli go do nowej pracy dobrze płatnej i byłam spokojna o finanse.
później było już tylko coraz bardziej nerwowo..
jeszcze okres ciąży był w miarę do przeżycia chociaż już zauważyłam ,że przestał byc w obec mnie troskliwy, nigdy nie pytał po wizycie u lekarza o dziecko.. nie interesowało go nic po za graniem na komputerze...
a jeszcze jego matka od samego początku dolewała oliwy do ognia i go nastawiała przeciwko mnie (niby ze mna normalnie rozmawiała i była miła a za moimi plecami robiła ze mnie zołzę, opowiadała całej ich rodzince , że biedny S. musi pracowac, płacic za mieszkanie a ja siedze sobie w domu i nic nie robię, a teraz gada na mnie jeszcze lepiej bo nie dośc że kupiliśmy mieszkanie to jeszcze jest jej zdaniem za duże.. że ja wymyśliłam sobie windę a ona musiała z 4 dzieci i wózkiem wchodzic na 4 piętro i radzic sobie sama)
Gdy urodziła sie karolinka zaczęły sie nasze problemy... S. był zajęty graniem na komputerze a wszystkie obowiązki musiałam przejąc na siebie, na dodatek gdy przychodził z pracy przynosił ze sobą pracę do domu a raczej nerwy z pracy i wyżywał się na mnie i na Karolinie. robił mi awantury o byle co, już w drzwiach miał minę jakby miał ochotę mnie zabic.
wszystko jedno czy było posprzątane w domu i obiad był na stole czy nie zawsze miałam awanture o to że nic nie robię że jest syf w domu a zupa była za słona a kotlet był za twardy...
z jednej strony wiem ze po prostu jeszcze wtedy nie dorósł tak naprawdę do tego by byc ojcem i mężem, koniec imprez z kolegami, koniec wolności, koniec z przespanymi nocami, zycie podporządkowane pod potrzeby dziecka, zmiana pracy z mniej płatnej ale lubianej bo w gronie kolegów na lepiej płatna ale z przymusu , do tego ciągle nagadująca mu bzdur matka...
nie bronię go bo ja go nie zgwałciłam tylko świadomie zdecydowalismy sie na dziecko - choc teraz wiem ze on tak naprawdę nie wiedział na co się decyduje... tylko myślał , że wie...
po 2 latach zaszłam w kolejna ciąze... bałam sie ze będzie jeszcze gorzej, że nasze małżeństwo sie rozpadnie... ciąza była zagrożona od samego początku, w tym czasie przeszliśmy przez kupno mieszkania i przeprowadzke ale widziałam , że S. wcale się nie cieszy.. był załamany kolejną ciazą i zły na mnie - obwiniał mnie chociaż to przeciez facet zapładnia kobiete a n ie na odwrót i to on azwzse nalegał na sex a ja go starałam się unikac bo wiedziałam ze nie mamy dobrego zabezpieczenia i może byc tak zwana wpadka..., nie miał ochoty szukac mieszkania do kupna więc znowu to ja jeździłam , szukałam oglądałam.. tak tak.. ja w zagrożonej ciązy... a on..?? siedział w domku i grał na komputerze
ale ja wiedziałam ze jak ja tego nie zrobie, nie znajdę nam mieszkania to będziemy mieszkac na wynajmowanym mieszkaniu do konca zycia bo mój S. tylko mówił " a co źle Ci tutaj??? po co kupywac mieszkanie??? chyba żartujesz ze ja wezmę kredyt. wiesz ile będziemy płacic co miesiąc raty?? na pewno nas nie stac" - takie było jego szczeniackie podejcie.. a ja wiedziałam , że nas stac i dlatego wzięłam sprawy po raz kolejny w swoje rece
ogólnie całą ciazę szykowałam sie na kryzys małżeński po urodzeniu synka... na rozpad małżeństwa na najgorsze bo zachowanie mojego S. było wręcz przerażające, nie interesował sie naszym drugim dzieckiem wogóle, nie obchodził go mój stan czyli zagrożenie utrata dziecka, myślałam nawet, ze widac że wolałby żebym poroniła...
gdyby nie moja mama to nie wiem jak bym sobie poradziła bo nie pomagał mi w niczym sama musiałabym sprzątac gotowac i zajmowac sie Karoliną
do tego był przeszczesliwy gdy ja szłam do szpitala bo zaczynały mi sie skórcze i groził mi przedwczesny poród bo on brał opiekę na naszą córkę i siedział w domu i grał w komputer a Karolinka przeważnie była wtedy u babci (mojej mamy ktora nie raz myślała ze S. jest w pracy i nie wiedziała ze ma opieke, a gdy dzwoniła do mnie ze rano przyjechała po ciuchy dla Karolki a S. był w domu i czy o tym wiem to ja oczywiście szok. potrafił rano przyjsc do szpitala po opieke i nawet nie wejśc do mnie na sale zapytac jak sie czuję)
ku mojemu zaskoczeniu i to naprawde niesamowitemu zaskoczeniu po przyjechaniu do domu ze szpitala po porodzie normalnie jakby ktos go chlasnął podczas mojej nieobecności w pysk (za przeproszeniem)
do szpitala przychodził dzień w dzien a byłam 7 dni i codziennie pytał czy na pewno nasz synek jest zdrowy ( bo nasza córka ma porażenie mózgowe)
jak byłam w domu to on zajmował się nasza córka, sprzątał, gotował abym ja mogła odpoczywac i zajmowac się Krystiankiem, był bardzo troskilwy i dużo mi pomagał, widac było ,że się cieszył i byl szczesliwy.
od tamtej pory minęły trzy miesiące i nie zmienił się na gorsze..
ma jeszcze czasami gorszy dzien i się pokłucimy ale to juz jest sporadycznie. mam nadzieję że już tak zostanie i bedzie tylko lepiej.
a z jego matką tak się szczesliwie ułożyło ze jestesmy na drodze do zaprzestania kontaktowania się.. przynajmniej nikt mu nie będzie w głowie mieszac i bzdur wciskac ze "baba jest od wszystkiego a chłop od niczego"
ja się cieszę, że mój mąż przejżał na oczy i zobaczył co tak na prawde jest ważne i choc czasami jeszcze upada, to szybko się podnosi i przypomina sobie w która stronę trzeba isc i ze trzeba iśc razem - bo razem łatwiej iśc przez zycie
[ Dodano: 2010-09-06, 01:05 ]
kurczę ale się wygadałam...
