A więc zebrałam siły aby opisać co też w moim życiu się wydarzyło, mam nadzieje że się nie pogniewałyście, ale ja naprawdę czytając Wasze radosne opowieści z spotkania i oglądając te cudowne zdjęcia nie chciałam opisywać moich przeżyć, żeby nie psuć Wasze nastroju, rozmowa z
Karolas na GG dopiero co upewniła mnie, że przecież jesteście moją podporą na dobre i na złe…i za to Wam dziekuje, dziękuje też karolas że Wam wspomniała i poprosiła o modlitwę, aż się popłakałam czytające Wasze posty… Jest to dla mnie bardzo ważne, mianowicie w piątek ubiegłego tygodnia wieczorem byłam sama w domu z Agatką i pilnowałam jeszcze córkę mojej siostry Karolinkę. Dziewczyny grzecznie bawiły się w piaskownicy a ja ni to się uczyłam ni to z nimi robiłam babki z piasku.. Nagle tak pomyślałam, że muszę iść do domu zobaczyć czy placek już się upiekł, bo razem z babcią wzięłyśmy się za pieczenia, no i poszłam i rzeczywiście placuszek wyszedł pięknie, ale babcia tak jakoś dziwnie zaczęła się zachowywać, wylała mi mleko na podłoge i mówi „zobacz ale fajne lodowisko”, wylała wode na palniki i mówi ugotuj tu teraz pierogi, dziwnie zaczęła się zachowywać, a to był dopiero początek, z minuty na minutę było coraz gorzej, dziewczyny płakały bo się jej zaczęły bać, a ja płakałam z braku siły i nie wiedziałam co robić, tu płaczące dzieci a tu babcia tracąca kontakt z rzeczywistością. Zaczęła mówic w jakimś dziwnym języku, pamiętam jak zaczęła krzyczeć „daj mi tą miasake, prodiż da smake” nie wiedziałam o co jej chodzi, a ona krzyczała i krzyczała, mówiła że dziadek ją woła (on nie żyje), że musi iść po strop, potem zaczęła wchodzić na tapczan i chciała wejść na ściane, poszła do rodziców pokoju i zaczęła wchodzić na komputer, wszystkie płakałyśmy, z nerwów nie mogłam wydusić żadnego numeru na komórce, w końcu wezwałam wszystkich z pracy, zadzwoniłam też po karetkę. Babcia jak przyjechała karetka, to była już spokojna ale coraz bardziej zamykała się w sobie, miała ciśnienie 190/125 bardzo wysokie, zabrali ją do szpitala, w szpitalu natomiast miała jeszcze większe ciśnienie i nie poznawała już ani mojej mamy ani nic nie mówiła, wpatrzona w jeden punkt na suficie i nawet nie mrugała, całą noc nie spałam, w sobote do szkoły jechałam jak nieżywa, wstąpiłam do szpitala ale babcia spała, jak się obudziła powtarzała tylko „nic nie wiem’, potem na szczęście z dnia na dzień odzyskiwała pamięć i mówiła „do rzeczy” ale teraz znowuż zaczyna „jej się wszystko mylić”, miała badania, wysoki mocznik-już opanowany i ciśnienie też, a tomografie zrobili jej dopiero teraz bo lekarz był na urlopie, masakra a nikt inny nie mógł tego badania wykonać, a przecież tyle czasu minęło prawie tydzień, a dla komórek w mózgu przecież liczą się minuty. Lekarz powiedział że gdyby babcia tak prędko nie trafiła do szpitala to mogła umrzeć, to jest udar mózgu, niektórzy dostają paraliż, inni stają się „roślinkami” (przepraszam za porównanie), ponoć jest dobrze skoro babcia sama sobie tyle przypomniała, ale ja ją znam jak nikt inny i widze że jest źle. Ona mnie wychowywała przez całe dzieciństwo, jak rodzice byli w pracy, do tej pory spędzałam z nią całe dnie w domu i z Agatką, moja babcia to kobieta która ciągle musiała coś robić, najlepiej jakby wszystkich z prac wyręczyła, obiadki gotowała, dużo szyła, razem codziennie z Agatką do sadu chodziłyśmy, ona była taka żywa i roześmiana, dom bez niej nagle przestał być domem, teraz ja wszystko to muszę „opanować”, rano wcześnie wstaję i idę dać jeść pieskom, królikom i kurom, babcia ma małe gospodarstwo, potem szybko posprzątam, potem Agatka wstaje, potem obiad robię (rodzice długo pracują), potem na ogórdku tyle teraz pracy, pielenie, sadzenie, podlewanie, a gdzie nauka, nie mam siły nawet wieczorem żeby się z mężem poprzytulać, naprawdę jestem załamana, jutro będą wyniki tomografi. Wiem że jak babcia wróci do domu to będzie to zupełnie inna osoba, boje się szczerze mówiąc tego dnia, bo nie wiem na ile będzie „normalna”, wiem że takie niedotlenienia mózgu nawracają się, boje się, bo wiem że jak babci zabraknie, to tak jakby mi ktoś pół serca wyrwał…Proszę o modlitwę, nie napiszę wiecej bo naprawdę już się rozkleiłam…