Strona 26 z 121

: 17 gru 2008, 16:10
autor: aniulka8503
Także ja osobiście uważam,że są gorsze rzeczy dla dzieci niż rozwód.
No tak...masz rację...
Ale w ogóle nie powinno być rozwodów...
ludzie powinni się dobrze dobierać, żeby nie było żadnych awantur...niestety, życie nie jest takie kolorowe...

: 03 sty 2009, 06:22
autor: 22540MONIKA
shoo piękny opis porodu aż łzy zakręciły mi się w oczach :ico_placzek:

: 06 sty 2009, 00:34
autor: Janiolek
Jak moi rodzice się rozwodzili byłam już nastolatką i byłam bardzo zadowolona,ze w domu wreszcie skończą się awantury,picie i bicie.Także ja osobiście uważam,że są gorsze rzeczy dla dzieci niż rozwód.
Popieram, co prawda bicia nie było, ale picia az nadto, tak dobrze mi było, ze zawsze wiem kiedy mama wroci i ze nie bedzie zadnych przebojow. A jezeli rodzice rozstaja sie bo "uczucie wygasa" czy cos w tym guscie tez da sie to jakos zalatwic, ale wszystko zalezy od ludzi.
Shoo tez bym chciala miec takie widoki :-D

[ Dodano: 2009-01-05, 23:41 ]
tak jeszcze dodam: Ja nigdy, przenigdy nie miałam doczynienia z małym dzieckiem zanim pojwila sie Lenka, jak mi ja przywiezli (była 2 dni w inkubatorze, a ja lezalam po cc) podali to bylam troszke w szoku :-D a ona tak patrzyła tymi oczętami, nic białka nie było widać, takie przeszywające, granatowe spojżenie. :-D

: 07 sty 2009, 15:44
autor: shoo
Ja nigdy, przenigdy nie miałam doczynienia z małym dzieckiem zanim pojwila sie Lenka, jak mi ja przywiezli (była 2 dni w inkubatorze, a ja lezalam po cc) podali to bylam troszke w szoku :-D a ona tak patrzyła tymi oczętami, nic białka nie było widać, takie przeszywające, granatowe spojżenie. :-D
ja tez przed urodzeniem synka nigdy nie mialam do czynienia z niemowleciem... i jak mi go podali, to sobie myslalam "ale on ciezki i cieply" :-D (a wcale nie byl taki ciezki (3275g)..
ale nie balam sie, ani nic z tych rzeczy.. instynkt macierzynski chyba mi sie uaktywnil ;-)

22540MONIKA :ico_sorki: dzieki

a co do rozwodow, to uwazam, ze wszystko jest dla ludzi... zycie nie jest idealne i nie wszyscy znajduja od razu swoje polowki..
wiadomo, jezeli rodzice nastawiaja dziecko jedno przeciwko drugiemu - to jest to zle..
jezei natomiast rozwod ma zapewnic dziecku poczucie bezpieczenstwa, spokoju, stabilnosci i przewidywalnosci (jak w Twoim przyp. Janioek), to jestem za... bycie ze soba tylko po to, zeby byc, bez miosci - jest bezcelowe... bo nie jestesmy szczesliwi, a jezeli my nie jestesmy szczesliwi, to czy szczesliwe moze byc nasze dziecko?

: 07 sty 2009, 17:21
autor: Janiolek
shoo, ja sie nie balam przewinac czy cos, ale ona tak patrzyła :-D a ciezka nie byla bo byla lżejsza od psa mojego: Lenka 2550, Iwan 2900g

: 07 sty 2009, 19:38
autor: shoo
shoo, ja sie nie balam przewinac czy cos, ale ona tak patrzyła :-D a ciezka nie byla bo byla lżejsza od psa mojego: Lenka 2550, Iwan 2900g
:-D

moj nie patrzyl, mial oczka zamkniete przez wiekszosc czasu po porodzie i w ciagu kilku nastepnych dni... do tego wdala mu sie infekcja, wiec swiata sobie przez pierwsze 2 tyg nie poogladal... ale teraz, to wodzi oczkami za mna wszedzie i jak tylko na niego spojrze, to sie cieszy, smieje, piszczy :-D zabawnie mamy..

: 21 sty 2009, 17:51
autor: La_fleur
witajcie. To może i ja sie podziele swoimi przeżyciami. 22 grudnia w aptece zdenerwowała mnie bardzo farmaceutka ;/ po powrocie do domu stwierdziłam, że zaczyna mi twardnieć brzuszek. Dośc regularnia ale nieboleśnie. 23 we wtorek byłam z mama na zakupach, brzuszek nadal twardniał i musiałam kilka razy przystanąc bo miałam uczucie jakby mi ktoś ołowiu do niego naładował. Po powrocie zrobiłam sałatki, upiekłam ciasto... Przywieziono nam zamówiony miesiąc wcześniej stół. Po południu mężuś zaczął ten stól skręcać i okazało sie, że jedna noga ma krzywe śruby i nie da sie jej założyć. Znowu sie zdenerwowałam tym bardziej znacznie mocniej bo stoł z krzesłami kosztował nas 1400zł;/ im bliżej wieczora tym brzuszek twardniał regualrniej... co 8-10 minut na jakies kilkanascie sekund potem na 30. Koło 20 wieczorem twarsniał co 5-8 minut i zaczął leciutko pobolewać. Skurcze sie wydłużały i trwały około 30sek. o 21 bolał już dośc wyraźnie ale do moich bolesnych okresów było mu jeszcze daleko. Godzina 22 skórcze co 4-7minut juz prawie dochodzące do minuty. O 23 stwierdziłam, że ide do wanny i wszystko sie wyjasni. Nalałam wody siedze, a skurcze coraz mocniejsze, dluższe i co 3,4,6,7 minut. Po prawie półgodzinnym moczeniu zadzwoniłam na porodówkę. Powiedziałam co i jak, położna powiedziała, że mogę przyjechac jeśli po wyjściu z wanny nic sie nie zmieni. Wyszłam i co? Co 3 minuty po prawie 1,5minuty. Obudziłam mężusia, który zdązył już zasnąc, rodziców (bo by mi nie wybaczyli), sprawdziłam jeszcze raz czy wszystko mam, ubrałam sie i zaczełam poganiać szanowną rodzinkę, że ja juz chce jechać. 20km przez ciemny las, stojące na poboczu sarny dodatkowo nas zwalniały (nie chcielismy miec stłuczki). W życiu mi się ta droga tak nie dłużyła. Na izbe przyjec dotarliśmy po północy. Zbadali mnie i usłyszałam "jeden palec". Pomyślałam sobie, że zamiast siedziec w domku to będę kiblować na porodówce, no bo przeciez pierwszy poród przeważnie długo trwa. Na porodoce położyli mnie pod KTG była godzina 00.30, potem było badanie, USG a potem miałam iśc pod prysznic ale tak jakoś zleciało do godziny 3.00 nad ranem i po kolejnym badaniu (przy okazji niechcący przebito pęcherz płodowy) położna powiedziała, że może pod prysznic lepiej nie bo jeszcze jej tam urodzę. Było 8cm. Po kolejnej pólgodzinie siedzeniu na piłce (położna z daleka sie upewniała czy jeszcze żyję bostwierdziła, że za cicho siedzę) i spacerkach po korytarzu zaczęły sie skurcze parte. Problem polegał na tym, że było tylko 9.5cm i mały zaczął główką ciągnać szyjke macicy. W zaiązku z tym położna usiłowała tą szyję odsnunąc co wiadomo wiązało się z nieprzyjemnymi zabiegami. No i tak sobie parłam. Po kilku skurczach wyrzuciłam za drzwi mojego męzulka poniważ wbrew mojej woli zamiast patrzec na mnie uparcie przyglądał się zabiaegom czynionym przez położna :ico_zly: parłam sobie parłam, kazano mi zmieniać pozycje, stawać, kucać klęczeć, jeden boczek drugi i cały czas słyszałam "mocniej mocniej" a tu nic. Przed oczami miałam zegar scienny i widziałam lecący czas. Wykończoną maksymalnie postanowili zacziągnąc mnie pod prysznic. Po drodze chyba ze 4 razy zapytałkam czy nie moną by było cesarki. "Mozna ale najpierw trzeba spróbować urodzić". W pewnym momecnie podpięto mi oksytocynę i po jakimś czasie położna stwierdziła chyba, że nic tu nie wskóra bo zadzwoniła po lekarza. Ten grzeabał, grzebał, zrobił usg (chyba dopochwowe (nie pamietam). Potem poszeptali sobie coś na boku i zniknęli. Ale jak tylko zobaczyłam, że położna zwija ze stolika zestaw porodowy wstąpiła we mnie nadzieja. Słyszałam jak lekarz tłumaczy coś męzowi, potem przyniósł mi do podpisu jakies dokumenty. Zacewnikowali mnie, kazali przejsc na taka kozetkę n kołkach i słyszałam tylko "proszę nie przeć". Fajnie , nie przeć. Na sali operacyjnej tłum ludzi, i wszyscy wszystko robia taaaaak wolno a ja bym juz chciała znieczulenie. Usłyszałam w pewnym momencieze on juz jest nisko i ktoś inny stwierdził "to się go wepchnie". Fajnie będą mi wpychac spowrotem dzidziusia ;/ Dostałam maseczke na twarz, kazali głęboko oddychac bo dziecko trzeba dotlenic i znowu to samo, nie przeć. A potem jakiś dziwny zapach, tracę swiadomośc zamykaja mi się oczy , słyszę "już" i czuję jakby mi ktoś brzuch polał wrzątkiem i zaczął targać piłą mechaniczną. Nie mogę się poruszyć, nic powiedzieć. Całe szczęscie zaraz chyba na dobre straciłam świadomość. Wybudzili mnie. Dzidzia dostała 10pkt w skali apgar. Bartuś ma 58cm i 4020g. Kladaą mnie na sali pooperacyjnej z workiem piasku na brzuchu a po 8h kazą wstac i isc do toalety. Jezuuuu co za ból.
Podsumowując. Pierwsza faza porodu przebiagła jak dla mnie super (fakt bolało ale dało się przeżyc i było stosunkowo krótko). Natomiast 2h20min bóli partych, totalne wykonczenia, wrażenie, że zaraz stracę swiadomość i na dodatek ta zmiana pozycji na wertykalne (wczesniej zapierałam sie, że nie dam sie położyc) była masakrą. Miałam ochotę płakać a nie miałam na to siły. Nie miałam siły przyciągnąc kolan do brody. Cesarka była wybawieniem ale... Dziś twierdzę, że gdyby wszystko poszło tak gładko jak pierwsza faza to wolałabym urodzic naturalnie. Czuję sie niepełnowartościową kobietą. Nie czuję instnktu, nie do konca czuję, że to dziecko jest moje :ico_placzek: .Szłam rodzic z pozytywnym nastwieniem i wbrew powszechnej opinii, że człowiek boi sie tego czego nie zna, nie bałam się. Natomiast gdyby jeszcze kiedys przyszło mi rodzic byłabtym totalnie spanikowana. Nie wiem co bedzie za kilka lat. Dzic twierdzę, że nie chcę mieć więcej dzieci. Niestety. Szkoda , że tak to wyglądało, pomimo fajnej położnej i cudownego lekarza.
Mam nadzieję, że wszystkim przyszłym mamusiom pójdzie łatwiej. Nie chciałam nikogo stracic poprostu musiałam wyrzucić z siebie te niemiłe przeżycia, tą całą gorycz i złośc na siebie, że nie umiałam urodzic siłami natury (chociaz moze to nie do konca moja wina bo mały trochę źle się wstawił).
Powodzenia życzę wszystkim przyszłym mamom i trzymam za Was kciuki

Aha, Bartuś przyszedł na świat 24 grudnia o godzinie 5.50

: 21 sty 2009, 22:06
autor: Małgorzatka
La_fleur Masz prawo do takich odczuć i skoro o tym piszesz, to masz świadomość tego co się z Tobą działo. Może za kilka lat dojrzejesz do decyzji, że chcesz znów zostać mamą, nic na siłę, to musi być decyzja tylko Twoja, Wasza.
Nie chciałam nikogo stracic poprostu musiałam wyrzucić z siebie te niemiłe przeżycia, tą całą gorycz i złośc na siebie, że nie umiałam urodzic siłami natury
Czuję sie niepełnowartościową kobietą. Nie czuję instnktu, nie do konca czuję, że to dziecko jest moje
Dobrze, że odważyłaś się napisać co czujesz, to już połowa sukcesu, teraz trzeba to wszystko przepracować na nowo i od nowa wszystko sobie pookładać. Nie znam Cię, ale jestem przekonana, że jesteś wspaniałą mamą i czasami miłość nie rodzi się zaraz po ujrzeniu dzidziusia. Tak czasami się dzieje i to nic złego, to normalne. Możliwe, że masz baby bluesa, z czasem wszystko się uspokoi, hormony się ustabilizują. Pamiętaj jedno: jesteś 100% kobietą i matką, bo to w jaki sposób przebiega poród nie świadczy o tym jaką jest się mamą dla swojego dziecka. Jak masz ochotę płakać, to płacz, jak chcesz wyrzucić z siebie złość to wyrzucaj- bo to jest normalne i nie wstydź się tego.

A i jeszcze jedno, po raz kolejny zacytuję tutaj jedną z formuowczek: "Jesteś dobrą mamą, w każdym razie najlepszą jaką ma Twoje dziecko"

: 22 sty 2009, 15:03
autor: aga29
La_fleur jak przeczytałam opis Twojego porodu to tak jakbym czytała o swoim. Może tylko liczby troszkę inne. Ja rodziłam od 7 rano i jak zajechałam to miałam 3 cm rozwarcia, a cesarkę miałam i 18.30. Ból był straszny, ale najgorsza była ta niemoc na końcu, to że nie możesz już nic zrobić aby pomóc własnemu dziecku. Tylko ja to się jeszcze pytałam tuż przed cc czy naprawdę muszę mieć cesarkę, ale chyba wtedy to już racjonalnie nie myślałam. Podobnie jak ty nie bałam się porodu.
Po też czułam się źle niedowartościowana i niespełniona, ale wiesz co?? im dłużej przebywałam z własnym dzieckiem tym bardziej zapominałam o tym wszystkim. Widziałam jak bardzo jestem mu potrzebna i tą jego bezwarunkową miłośc.
A teraz, cóż Filipek w marcu kończy 3 latka a ja w marcu rodzę drugiego synka i boję się jak cholera. Wiem jedną przed cesarką juz bronić się nie będę.

: 22 sty 2009, 19:06
autor: shoo
La_fleur, nie masz sie co obwiniac i kajac, ze jestes zla matka, bo nie urodzilas silami natury... tak, jak Malgorzatka napisala, to nie ma nic do rzeczy, czy rodzilo sie przez parcie, czy przez skalpel, tak samo, jak karmienie piersia, nie czyni matek lepszymi od tych "butelkowych" (to z kolei byl moj problem, bo dosyc szybko przeszlam na butle i mialam wyrzuty sumienia)

wazne jest to, ze nosilas to dziecko pod sercem, dbalas, zeby sie dobrze rozwijalo, zalezalo Ci itd..
takze nie czuj sie gorsza... czuj sie wyrozniona przez los, ze moglas dac zycie nowemu czlowieczkowi :-) przyjdzie czas, ze podziekuje Ci za to, a najpierw powie "kocham" (osobiscie doczekac sie tego nie moge :-D)