Oj dziewczyny, to widzę, że nie tylko ja miałam weekend z emocjami, ale o tym za chwilę.
Najpierw o zdjęciach Kasi, które są cudowne. Uwielbiam góry i ile razy mam wybór góry, a jezioro, to wybieram góry. Taka natura.
Co do usypiania i sikania, to nie doradzę, bo z Amelcią nie mam kłopotu, jeśli o to chodzi.
A teraz o moich emocjach. Pojechaliśmy w sobotę nad jezioro do teścinego domku. Przyjechaliśmy. Minęło jakieś 20 minut i szwagier mojego M (szwagrem jest dopiero od miesiąca) wpadł na genialny pomysł przeskakiwania przez metalowy płot po jabłka. Pomijam pomysł przeskakiwania, to dodam, że jeszcze w klapkach. Oczywiście tak przeskakiwał, że nadział się na metalową sztachetę, spadł. Na początku kap, kap krew, a potem siuuu i to nie po nodze, a tak jakby dziewczyna siusiała na stojąco. Szwagierka - jego żona- w krzyk i krok do niego i powrót w tył i w końcu do domu po matkę, a ja Amelię na ziemię i dawaj łapę w ranę, bo sika jak nie powiem co. Dziura taka, że jak kończy się kciuk a zaczyna dłoń, to całą tę wypukłość włożyłam w ranę i trzymam, a to sika i to po mnie, po nim, wszędzie. Amelka krzyczy, ale się nie ruszę, bo tak leje się, że jak puszczę, to chyba zaleje wszystko, a jego trafi na miejscu. Teściowa wyleciał ze ścierką, szwagierka wzywa pogotowie, że tętnica poszła, a ja ściągam z teścia pasek, bo trzeba zrobić na moment opaskę uciskową nim tam czegoś napchamy. Z dwóch apteczek samochodowych gazy napchałyśmy, potem ścierka kuchenna i druga obwiązałyśmy. Jego położyliśmy, noga wysoko, a ten nam w oczach bladnie, to mierzenie ciśnienia, uciskanie tej rany na zmianę i czekanie na pogotowie. Przyjechali szybko, bo w 10 minut, dobandażowali, to cośmy zrobili i go zabrali. Ale najlepsze to. Pyta się sanitariusz, jaką on ma grupę krwi, a on, że chyba B -, ale nie jest pewien. Telefon do jego matki i szok, bo AB-. To jeszcze nic. Nie miał dokumentów. Żadnego. Dziewczyny normalnie byłam uwalona krwią po ramiona, bluzka, spodnie, wszystko tak sikało.
A jego wzięli, zszyli i wypuścili po kilku godzinach. Zabandażowany od pupy do kostki i jeszcze usztywnienie. Tak więc wyjazd był z emocjami. Szwagierka i teściowa potem wokół niego, jak zgniłego jaja chodziły. Ale nie ważne. Najważniejsze, ze przeżył, bo lało się z niego jak z zarżniętego prosiaka.
Wiecie co, nie przypuszczałam, że coś takiego przeżyję i że odważę się włożyć rękę w ranę i uciskać. Takie rzeczy widziałam tylko na filmie. Wyglądało to strasznie, a ja się czułam chyba jak na froncie jakimś. Do tej pory jestem w szoku, że to zrobiłam.
Wyjazd w ogóle był średnio udany. Mojego M o nic nie mogłam spytać, ani nic skomentować, co się tyczy jego rodziny czy samego pobytu, bo się irytował. Do tego wieczór był tak nudny, że się nie mieści w głowie i jeszcze deszcz. Na drugi dzień poszliśmy do lasu i szybko się zmyliśmy do domu.
Ale jest jeden pozytyw. Mój M i mój brat średnio się lubią, ale się lubią i w drodze powrotnej usłyszałam od mojego M
- Nie przypuszczałem, że to kiedykolwiek powiem. Ale w rankingu szwagrów twój brat wsuwa się na prowadzenie. To straszne.
Już dawno nic mnie tak nie ucieszyło, bo ja wiem, że mój brat jest ok.