Z godzine temu wróciłam ze szpitala... puścili mnie, bo pani doktor nawet małej główkę odpychała i mówi, że nic nie cieknie, zaproponowała mi położenie się na patologii do obserwacji, ale przecież zauważę jakby się ze mnie wody lały... poza tym mam jeszcze kawalątek szyjki
dopytywałam sie o płeć jeszcze, bo tylko raz mi lekarz powiedział, że to dziewczynka, a w końcu miałam porządne usg robione... potwierdziła, że córcia, waży ok 3100, ale moja znajoma miała ostatnio cesarkę, bo najpierw dziecko było źle ułożone, a jak się przekręciło to zostawili jej tą cesarkę bo i tak była już zapisana, a powiedzieli, że bobas ponad 4 kilowy, to się wystraszyła... Jak się Alan urodził to sie okazało, że waży 3200
ktg nie wykazało skurczy, wód faktycznie mało, ale odbywa się to wewnątrz ustrojowo i raczej nie ma ryzyka zakażenia, z resztą do tygodnia powinno być po wszystkim
a ostatecznie się cieszę, że tak wyszło, bo chciałam urodzić zupełnie naturalnie-żeby nie powiedzieć spontanicznie
Kuba okazał się nieprzydatny, jego brak cierpliwości i nerwy wprowadziły mnie w tak morderczy nastrój, że odechciało mi się wszystkiego, miałam po prostu ochotę wyjśc stamtąd, a jak mu w końcu w aucie przygadałam mając po dziurki w nosie jego wymądrzania się i gderania, to teraz znowu obrażony chodzi-paranoja normalnie... ja już nie wiem kto tu jest mężczyzną...
No to teraz czekam, już się nie martwię, że drastycznie przenoszę przynajmniej