Czerwiec był miesiącem ciągłego oczekiwania. USG wskazywało wcześniejszą datę porodu niż termin z OM więc siedziałam jak na szpilkach z nadzieją, że każdy ból to już to Bałam się panicznie a dni mijały. Dzień po terminie 23 czerwca pojechaliśmy do szpitala, moja lekarka z którą byłam umówiona zrobiła USG a po badaniu stwierdziła że pochodze jeszcze tydzień i kazała przyjść w piątek 26 na KTG.
W czwartek rano dziwnie zaczął pobolewać mnie brzuch, zupełnie inaczej niż do tej pory, jakby skurcze choć byłam święcie przekonana że skórcze to bóle jak na @ a te były zupełnie inne. Z godziny na godzine bolało coraz częściej. Nic nikomu nie mówiłam, czekałam.. Od 19 zauważyłam, że są regularne co 15 minut później co 10, w końcu powiedziałam T że chyba to to. Siedziałam jeszcze na forum, aż w końcu postanowiłam iść spac. Skórcze zaczęły się nasilać nie zmróżyłam oka ok 3 były już co 7-5 minut. T błagał mnie żebyśmy już pojechali bo do szpitla było ok 40 km. O 4 zabrałam torbę i zdecydowałam że raczej nie przejdzie. Jechałam w nadzieji że za chwile urodze, przyjęli mnie na odział a ja ciągle pytałam czy jak się nie zacznie to moge wrócic do domu a położna na to że tak pod warunkiem że na własne żadanie bo juz po terminie jest. Przebrałam się w koszule i zaprowadziła mnie na porodówke, przyszedł lekarz i mówi ''pani to na pewno nie urodzi tu rozwarcie na 1 palec'' A ja w płacz. Połozna '' to poczeka do poniedziałku i lekarz zdecyduje czy podac oksytocyne'' Dali mi łózko w przedporodowej i kazali iść spac. Wybiegłam na korytarz z płaczem i pretensjami do T ze to jego wina bo on mi kazał tu jechac i będe tu do końca życia siedziec i nigdy nie urodze Biedy T pojechał do domu z wyzutami sumienia a ja zostalam. Probowalam spać ale skórcze nie pozwalały co zamknęłam oczy budził mnie kolejny kazdy mocniejszy od poprzedniego. CHolera jak nie urodze to dlaczego mnie boli?
O 7 na obchodzie zobaczyłam swoją lekarke i to było dla mnie jak jakieś objawienie Ona tylko 'Iza co ty tutaj robisz? Na KTG byłysmy dzis umowione'' Przyszła do mnie po obchodzie i powiedziała ''Idz na badanie a ja przyjde za godzine i postaramy się żebyś dzis urodziła''
Na badaniu lekarz stwierdził że rozwarcie na 3 palce! A jednak! Przecież mowiłam że mnie boli
Przyszła pani doktor wysłała mnie na lewatywe, zrobiła USG i na porodówkę. Podpięli mnie do kroplówki i kazali leżec. Patrze na zegarek 10:30. Juz niedługo
Położna (umowiona) miała dyżur! Szczęscie miałam bo z tego wszystkiego zapomniałam do niej zadzwonic że w szpitalu jestem. 11:30... ''Może pani zadzwonić po męża i iść na sale porodów rodzinnych''
T czekał w gotowości już od 9
Tam zupełnie inna atmosfera nikt nie biegal, nie krzyczał nie jęczał mi za uchem. Godzina 13 badanie - 3 cm rozwarcia ''Umre'' to jedyne co przeszło mi przez głowe.. Położna mówi że pomoże, dała mi zastrzyk ( do dzis nie wiem co - coś co miało mieć wpływ na szyjke) i zrobiła masaż najbardziej bolesny masaż jaki kiedykolwiek w życiu miałam! I jest! 5 cm! Ruszyło. Ponoc pierwsze 5 jest najgorsze - tak mówiła...Ulge przynosiło mi jedynie skakanie na piłce, bóle krzyżowe rozdzierające rozszarpujące i wręcz nie do zniesienia. Prysznic! Idziemy z T pod prysznic woda przyniosła ulgę ciągle powtarzałam sobię że boli mniej. W końcu nie dałam rady usiadłam w brodziku ( dziś jak sobie pomyśle to aż mnie ciarki przechodzą - wczesniej w klapkach bałam się tam wejść żeby czegoś nie złapać ) i płakałam. Myslałam że zostane tam już na zawsze Udało się wyjść wreszcie mogłam wrócic na ukochaną piłkę godzina 15 badanie 7 cm. Błagam o cesarke, chcę umrzeć, położna twardo twierdzi że musi boleć bo inaczej się nie da w końcu obrażona chcę iść do domu, nie będe rodzić nie chce!
Kolejne badanie 8 cm ale Zuzia wciąż nie schodzi niżej, nie pozwalają mi wstawać, każą leżeć na boku bo niby tak będzie lepiej. Ale ja nie mogę leżeć, skórcze rozdzierają mi plecy brzuch spinam się do granić możliwosci a one krzyczą ''Rozluźnij się'' Ale jak!! Jak mam się rozluźnić jak mnie paraluzuje!
Pęka pęcherz płodowy czuje dziwne ciepło jakbym się posikała. Nie przejmuję się już niczym, ledwo widze, jest mi słabo i obiad w postaci glukozy nie pomaga Głód, zmęczenie i brak snu dają się we znaki T dzielnie znosił 'nasz' poród, ręcznik namoczony w zimnej wodzie był zbawieniem! Ciągle mówiłam "Prosze pomóż mi bo już nie moge, nie dam rady umieram'' A on z bólem patrzył na mnie i nic nie mógł zrobic
W pewnym momencie położna dzwoni do lekarza ''Za chwilę będziemy mieli poród'' Nawet nie pomyślałam przez sekundę że chodzi o mnie T mówi że już niedługo. Niedługo... Patrze na zegarek 17:30.
Boli okropnie boli tylko te bóle jakby inne, czuję że coś się zaczyna dziać. Położna mówi ''powiedz jak będziesz czuła jakby ci sie chciało kupe''! A ja na to ''chce mi sie kupe''!! Szybko zaczęli składać łóżko przerabiać na fotel i każą przeć! Więc parłam co sił a oni że źle mocniej jeszcze raz. Matko to było na szkole rodzenia! Jest udało się! Główka schodzi - jeszcze raz! Wyszła! Dotknęłam ją wierze, że na prawde urodze i nie zostane tam na zawsze. Kroplówka się kończy skurcze coraz słabsze... Chce przeć ale musze czekać na skurcz a jego nie ma. Lekarz położył mi sie na brzuch uciska z całej siły! Nie da się nacinają - ponoć w skurczu nie boli poczułam piekący ból lekarz wciąż uciska i jest moja maleńka Kluseczka! Ale dlaczego ona nie płacze? Położyli mi ją na brzuchu i nie mogłam uwierzyc, to nasza córeczka maleńka cudowna córeczka! Ulge, niesamowita ulgę błogość i wielka miłość którą wtedy poczułam jest nie do opisania. T choć twierdził, że nie da rady przeciął dumnie pepowine i poszedł z pielęgniarką do koncika niemowląt.
Łożysko urodzone przy pomocy lekarza i położnej okazało się 'dziwne' więc musieli łyżeczkować. Mi było już wszystko jedno, wydaje mi się dziś że już nie czułam bólu choć pamiętam jak mówił lekarz że do 10 jak policze będzie po wszystkim a liczyłam do 20 i błagałam żeby to się już skończyło. Póżniej znieczulenie i szycie.
Po tym T przyszedł z Zuzinką - tak pięknie wyglądali razem.
Zuzia urodziła się 26 czerwca o 17:52, waga 3645 i 56 cm . Dostala 10 punktów
[ Dodano: 2009-11-08, 00:09 ]
ale tasiemiec
sorry