mikusia, ja miałam cukrzycę ciążową insulinozależną. Podczas porodu pękła jakaś żyłka, przez co straciłam sporo krwi, potem lekarz przez dwie godziny mnie zszywał, bo cała szyjka była poszarpana, a dodatkowo utrudniało wszystko to, że przy każdym wbiciu igły, wszystko się mocniej rozrywało. Sama nie wiem ile miałam szwów, bo przy 15 poprosiłam lekarza, że nie chcę wiedzieć. Potem, gdy już było po wszystkim, zaczęło mi spadać ciśnienie, więc po kilku kroplówkach i wynikach morfologi - 7 hemoglobiny postanowiono przetoczyć mi 2 jednostki krwi.
Tydzień później trafiłam ponownie do szpitala, gdyż dostałam jakiegoś krwotoku. Okazało się, że niezbędne jest wyłyżeczkowanie macicy, bo prawdopodobnie zostało trochę łożyska. Miał to być rutynowy zabieg i miałam jeszcze tego samego dnia wyjść... Obudziłam się na sali i poczułam tylko że robi mi się słabo, jakoś wybełkotałam, że potrzebna jest pielęgniarka. Oczywiście znowu ciśnienie poleciało mi w dół. Dopiero później dowiedziałam się, że straciłam dużo krwi i że ciągle krwawię. Hemoglobina znowu spadła mi do 7 i tym razem zdecydowano, ze oprócz 2 jednostek krwi niezbędne jest przetoczenie 2 jednostek osocza, bo płytki krwi też mocno spadły. Monitorowali mnie przez całą noc, krwawienie nie chciało ustąpić. Nawet po porodzie tak nie krwawiłam

Dla mnie najgorsze było to, że widziałam strach na twarzy położnych, które się mną opiekowały. Zapytałam się więc czy to normalne, odparły, ze nie i że nie wiedzą co się dzieje. O 5 rano czyli 12 godzin po zabiegu wszystko zaczęło się uspokajać.
Teraz doszłam już do siebie, morfologia wróciła do normy, szyjka się pozrastała. Tylko przez te wszystkie perypetie mam za mało pokarmu dla Justynki i dokarmiam ją butlą. Ale to i tak mała cena za to wszystko...