No i jesteśmy z powrotem. Porobili nam kilka badań. Nawet na oddział na ten czas nie przyjeli. Tylko na ratunkowym żeśmy sie obijali przez cały dzień. Orzekli, że to alergia dali dietę i kazali iść do domu

Jakieś dwie paniusie nas badały - takie mądrale straszne, tylko przewracały oczami i strzelaly do siebie miny. A grzybicy twierdzą, że nie mamy i nigdy nie mieliśmy
A mój mąz dzisiaj zamiast iśc do pracy to gnił w wyrze cały dzień, bo odchorowywał wczorajsze balety. Jestem pewna, że w pracy powiedział, że wiezie dziecko do szpitala

a gdybym poprosiła żeby wziłą urlop i ze mną pojechał to na pewno by nie mógł. Więc się dzisiaj mordowąłam sama z dzieckiem, wózkiem i wypchaną torbą na tym oddziale ratunkowym, a wszyscy tylko patrzyli na mnie ze współczuciem, że sama jestem.
Jutro jeszcze lepiej, bo musze jechać z małym na rehabilitacje- ośrodek mieści się na wsi w środku lasu - 15 km od cywilizacji

musze jechać autobusem, bo nie ma mnie kto zawieść. I tu pojawia się pytanie: jak wtaskać wózek do pksu? i to samemu? W dodatku w jedną stronę mam autobus ale w drugą już nie i będę musiała te 15 kilosów wracać do domu - lasem o zmroku - bomba! Ciekawe co wtedy będzie robił mój mąż?!?
Jeszcze z nim nie rozmawiałam i szczerze mówiąc nie mam ochoty. Coś tam bąkał jak weszłam, że przeprasza ale nie zareagowałam, bo ja już za dobrze znam to jego "przepraszam".
Ciężko przekreślić 13 wspólnych lat ale chyba już czas...