Witam!!
Gratulacje dla Asi i jej meza...maly juz na swiecie
Powiem szczeze,ze sledzilam ich losy...poprzez relacje taty,ktory musi miec duze poczucie humoru...
Ale...moim zdaniem nie powinien w tak drastyczny sposob przedstawiac tego co dzialao sie na porodowce...
przeciez dla tych ktore maja za chwile rodzic i to po raz pierwszy musi byc szok!!!
Tak jest w tych szpitalach,dla nich to tylko praca...kolejny porod...a to ze boli...powiedza Ci...musi BOLEĆ!
Tylko,ze ja chcialam co innego wtracic.A mianowicie...ja rodzilam 10 lat temu mojego pierwszego synka,bylam sama bez meza ktory nie byl przygotowany na takie widoki.Nie zmuszalam go do tego...bylam juz w 42 tc. porod wywolywany...dostalam porcje oxy rano,chodzilam tak do godz 17-tej gdy zaczelo COŚ sie dziac....Potem okolo godziny 20.30 mialam bóle,ale ZNOSNE.CHodze sobie po korytarzu...gdy polozna mowi mi ze czas na zbadanie szyjki...Ojjjj....to dopiero poczatek,rozwarcie na 2 palce...przewidywany porod...nad Ranem
chyba ze....
Polozna to pani ok.50-tki...mysle sobie starej daty,bedzie ciezko!
Gdy ona mowi...moge zrobic zastrzyk bedzie bardziej bolalo,ale pojdzie szybko...Chyba nie musze pisac co ja na to
Dostalam zastrzyk...wyszlam z sali do swojego pokoju,po karte do tel(wtedy rzadki kto mogl pochwalic sie komórka!
)doszlam do aparatu i....skurcz taki ze mam ochote pazurami zdrapac tynk ze scian...zdarzylam jeszcze powiedziec mezowi ze sie zaczelo.
Chwile potem lezalam juz na sali porodowej,wyobrazcie sobie ze polozna trzymala mnie za reke i glaskala po glowie
O godzinie 22.50 przyszedl na swiat moj synek...ktory wazyl 4770g
Dwa lata pozniej urodzilam drugiego synka w tym samym szpitalu i rownie dobrze wspominal polozne...wiec glowa do gory...
Zznaczam,ze nie POSMAROWALAM i nie mialam ani lekarza prowadzacego ani polozej w tym szpitalu
To tyle
Pozdrawiam...