No to teraz mogę opisać Wam swój drugi poród.
Prosiłam synka by po 20 stycznia się urodził przekorny jednak się okazał.
Ja już tak się oszczędzałam, tak uważałam, ale 19 stycznia o 6 rano coś mnie obudziło. Skurcz. Wiedziałam, że to dziś, ale nie chciałam w to wierzyć. Przecież mój chłop miał ważne szkolenia, na które musiał pójść, nie mógł zawieść ludzi...
Leżę i "słucham" po 7 minutach następny.
Poszłam do łazienki i bardzo się bałam zobaczyć resztki czopu. Akurat, wyszła reszta już chyba (bo zaczął mi odchodzić od 15 grudnia) z nitkami krwi.
Ale wróciłam do łóżka, bo nieregularne strasznie były. po drodze wzięłam nospę licząc na cud. Położyłam się i dalej mnie łapało... No to co.? Trzeba iść pod prysznic, żeby potem nie było za późno. Spędziłam w kąpieli ok pół godziny. Wyszłam w ręczniku na głowie, K. tylko zapytał zaspany dlaczego mam turban na głowie. Powiedziałam "rodzimy"
I tak mnie łapało średnio co 7 minut. No ale raz 10 raz 4 raz 6 raz 8, ale wiadomo było, że zaczęło się na 100%.
Wychodząc do pracy K. powiedział tylko bym nie zwlekała zbyt długo, a on musi tylko dojechać do Klienta i zacząć to szkolenie, potem to już będzie usprawiedliwiony no i przynajmniej się pokazał, toteż inaczej będzie
No i tak łaziłam sobie licząc te skurcze, a że pamięć mam słabą, to otworzyłam okno GG do swojej psiapsióły, której akurat na czacie nie było i co skurcz wysyłąłam do niej kropkę
(potem myślała, że mnie pokręciło, że do niej kropkuję heheh). No ale wiedziałam dokładnie z jaką częstotliwością nadchodzą. Jak patrzyłam to nie było tam żadnej regularności. Więc siedziałam dalej. Wypiłam 2 mocne kawy, z 5 razy pobiegałam do kibelka (zuszek organizm
) zrobiłam sobie jeszcze ostatnie zdjęcie z brzuszkiem, bo akurat z wieczora przyszła zamówiona przez Tatusia maskotka.
Jak się uregulowało do 7 minut to oczywiście przypomniało mi się multum rzeczy do zrobienia. O matko i to i to, a jak będę obolała, to kto to zrobi?
Niewykończony strój dla córeczki na bal karnawałowy. Dla niej to oznaczałby koniec świata, tak czekałą na tego elfa.To się zabrałam się do roboty. W sumie jak gonią skurcze to sprawniej robota idzie hehe
Uff zdążyłam na 7 minutowych skurczach z tym strojem hehe.
No ale z takimi skurczami to nie pojadę do szpitala jeszcze nie ma mowy
Poprasowałam kochanemu jeszcze koszule do pracy
i tak do 12 czas mi zleciał, w międzyczasie pomalowałam bezbarwnym paznokcie
O 12 K. zadzwonił i kazał jechać do szpitala, bo sama w domu jestem i nie wiadomo co może się stać, z tymi porodami nie zawsze tak samo. Ale to nie były jakieś bardzo bolesne skurcze, a może uodporniłam się trochę... dlatego też rozważałam samodzielne odwiezienie się na porodówkę, ale pomysł się nie podobał K.
W sumie 12, korki.. Wezwałam taksówkę. Za 20 minut. No to wystawiłam walizkę, zaczęłam się ubierać. I co?? O cholera nogiiiiiiiiii niegolone
no to biegiem do łązienki, po depilator i szybciutko szybciutko, bo taksówka mogła już czekać pod blokiem haha
No ale wyrobiłam się, taksówkarz jeszcze stał z innej strony osiedla więc na porodówkę dojechałam ok 13. Do tego czasu skurcze z
stały się częstsze - co 5 minut. Kierowca to chyba się bał bo cały czas mnie zagadywał hehe chciał pewno wiedzieć, że klientka jeszcze przytomna
Weszłam na izbę przyjęć. Dużo ludzi czekało, recepcjonistki nie było.
Po jakichś 15 minutach przyszła pani i zapytała co się dzieje u mnie.
Ja mówię że mam skurcze, tak zupełnie spokojnie
Babka zrobiła wielkie oczy i pyta -
Co ile? - ja - co 5 mint
Który poród? - ja - drugi
Kiedy termin? - ja - jutro.
Oczy zrobiły się jeszcze większe heh i mówi "i siedzi tu taka bomba tykająca" hahaha
Kazała szybko mi się rozbierać do badania i na KTG.
Lekarka mnie zbadała, wyszło że tak już wszystko gotowe do porodu - rozwarcie 6 cm.
Ja pytam za ile ja mogę się rozkręcić, bo mąż chce dojechać.
Lekarka mówi, "pani już się rozkręciła, niech on jedzie jak najszybciej jak chce zdążyć"
Tpo zadzwoniłam, że ma pędzić.
Podłączyli mnie do KTG. Skurcze jakoś ustały, albo może czas zaczął się dłużyć. W jakimś strasznym pośpiechu spisywano mi dokumenty, pytano o różne rzeczy, badania jeszcze moje z walizki pani pielęgniarka wyciągała... No i czekam kiedy mnie na lewatywę poślą.. A co ja słyszę? W dzikim pośpiechu wysłali mnie do łazienki się przebrać i oznajmiono, że lecimy bez, och nieeeeee no ale ok, musi być przyczyna, że tak śpieszą. Zapytałam, powiedzieli, że nie ma czasu już, że się wszystko zaczęło.
Ok.
Przebrałam się, akurat K. wkroczył na izbę i odprowadził pod salę operacyjną.
Z wieczora jeszcze rozmawialiśmy, powiedział, że nie chce być przy porodzie, bo nasłuchał się nieciekawych opowieści naocznych świadków... No to poprosiłam tylko by był przy mnie póki parcie się nie zacznie. Zgodził się.
Weszłam na salę - wszystkie łóżka zajęte. Jakąś dziewczynę poproszono by mi ustąpiła na krótko i potem będzie mogła sobie wrócić i czekać na swoje skurcze hehe
Położyłam się, wbili mi wenflon. Leżę czekam. Skurcze były regularne, ale jakieś płytkie moim zdaniem.
Co chwila ktoś podchodził i mnie badał.
W końcu przyszła pani doktor i przebiła pęcherz - była 14.25. No i się zaczęły porządne skurcze . Oooo te to bolały dopiero yyyyyyyyyyyy
Położna super się trafiła, miała fajną gadkę do pacjentek. Powiedziała, że mam zawołać jak poczuję parcie na kupę. No to czekamy, między skurczami jeszcze sobie śmialiśmy się z K. on sprawdzał KTG i pierwszy wiedział o skurczach hehe. Potem pielęgniarka mu powiedziała, by jeszcze na tętno dziecka zerkał, że jak nie ma skurczu by za mocno nie spadało i ma pilnować, bym prawidłowo oddychała.
Zna się jakoś na tych oddechach więc mnie instruował
Trzymał mnie za rękę, spokojnym głosem mówił co mam robić. Położna podpowiedziała, że mogę na stojąco "znosić" skurcze i kucać jak chwyci. Jak miałam skurcz K. trzymał mnie za ramiona. Bardzo pomocna jego obecność była.
A i jeszcze miał frajdę, bo położna powiedziała, by sutki podrażniać, żeby spotęgować skurcze
Jaki uchachany legalnie mi cycki macał na sali porodowej hahaha
A za parawanem rodziła inna kobieta.
Jak ona zaczęła się drzeć wrrr ok, boli mnie też boli ale nie macie pojęcia jak to wnerwia kiedy sama stoisz ze skurczami, boli nieziemsko i nie ma ucieczki od tego, tylko czekać kiedy będzie po wszystkim. A ta jak na złość, coraz bardziej i coraz bardziej. Ochhhhhhhhh ja jeszcze mówie, że jak ja mam w takich warunkach rodzić, to zaraz sobie pójdę.
Autentycznie chciałam do niej podejść i powiedzieć by się zamknęła. Zresztą cały personel próbował ją uspokajać, bo przecież nie ona jedna tu rodzi. Cóż uroki "parawanowych" sal...
K. wyszeptał mi tylko na ucho, żebym ją "przepuściła' pierwszą. heh
Mówi niech ona sobie urodzi, przetrzymaj troszkę hehe
Usłyszałam zbawienny krzyk jej dziecka
Noo to teraz mogę rodzić
I poczułam to parcie na odbyt... Przyszła położna i pielęgniarka położyły mnie, podstawiły wałki pod nogi.
Dziwne, bo odłączyli od KTG
Kazali tylko informować kiedy poczuję skurcz.
Dziwne, bo poprzednio na pierwszym porodzie miałam KTG cały czas, oni widzieli skurcz i mówili mi kiedy mam przeć, a tu na własne wyczucie jakby.
No to mówiłam kiedy i parłam ile sił.
Próbali mnie na boku ułożyć, ale nie umiałam nog trzymać do tej pozycji rodzenia, więc wróciliśmy na plecy. Ale powiem, że na boku mniej bolało. To tak na marginesie.
Nie wiem ile miałam skurczy, w książeczce napisali że II faza 20 minut - to chyba dość długo, co?
Ale nie czułam że to jakiś koniec świata, że nie wytrzymam, bolało, dość mocno, parłam, tylko wyprzeć nie mogłam. I podobno nie krzyczałam nawet, tylko kilka razy stęknęłam
W jednym skurczu tak ścisnęłam rękę lekarki chyba albo drugiej położnej, że tamta aż krzyknęła hehe i grzecznie poprosiła bym przestała ;) Drugą ręką ściskałam K. za bok i rwałąm mu koszulę (ostatecznie nie wyszedł, nie wiedzieć czemu
)
Ale szybko się opamiętałam, że to nowa koszula przecież hahahaha i puściłam
W końcu poczułam że główka wyszła, raczej część główki, że jeszzce chwilka.. Odtąd kazali mi tylko postękiwać i nie przeć w ogóle, że teraz sam wyjdzie. Wieki minęły....
Wreszcie wyciągnęli go, takie skurczone, mokre, w białej mazi, sine moje szczęście, nasze szczęście, nasza Mróweczka, nasz Sorbecik, owoc naszej wilekiej miłości.
Ale nie płakał.. wydawała się że minęło jakieś 10 minut od narodzin, ze strachem zapytałam dlaczego nie płacze
Położna powiedziała - spokojnie, ma swój czas. Zapłakał, dali mi go na pierś. Taki cieplutki, mięciutki, jejciu jaką on delikatną skórkę miał, jak on pięknie pachniał parzonym mlekiem, otuliłam go i nie chciałam puścić. Na zawsze zapamiętam ten pierwszy dotyk mojego Synka. Tego się nie da opisać. Te błądzące oczka, całuśne usteczka i taaaaaaaaaaaaaakie puce miał.
była 15.40.
jeszcze jedno malutkie parcie i wyszło łożysko. beeeeeee obrzydlistwo.
Z relacji mojego K. - położna nie zdążyła dobrze uchwycić małego jak wyszedł, a Ty jak lwica wrzasnęłaś - dlaczego on nie płaczeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee i jak zajęczał tylko chwyciłaś go - dajcie dajcie mi go tu, a jak pielęgniarka próbowała poprawić go u mnie na piersi, to nie chciałam puścić, ze słowami moje moje
hhehe obiektywne spojrzenie ze strony
Tak leżał u mnie wpatrywałam się w niego, w to Cudo.
Rozmowa rodziców patrzących na swoje dziecię.
Mówię popatrz jaki on piękniutki jest, jaki słodziutki.
A on na to: - my na pewno na to samo dziecko patrzymy? hahahah
Położna podsunęła nożyce do ucięcia pępowiny.
Dumny Tatuś wykonał swoją powinność. Mówił, że nożyce tępe były
Wzięli na chwilę maleństwo i przynieśli go otartego w kocyku. Położna powiedziała, że ma się grzać u mamuni na piersi 2 godziny
Przytuliłam go, przynieśli mi kartę w informacją o "gabarytach" maluszka. Jak to zobaczyłam myślałam, że mam omamy poporodowe
ile???????????????? 4600 / 61
Jeszcze powiedziałam, przecież ja nie urodzę takiego hahahaha
I zostaliśmy we trójkę. Maluszek dostał cyca, ja lód na brzuch i między nogi.
W tle słyszałam komentarz - i co można urodzić naturalnie 4600 i to w jakiej ciszy i bez nacinania krocza!!! Nazwali mnie twardą sztuką, że nic tylko dzieci rodzić.
Ale niestety nie bez konsekwencji.
Następnego dnia się okazało,że ma złamany obojczyk.
A na USG główki wyszło,że ma krwiaczek na jednej półkuli mózgu
od ucisku...
Uspokajano mnie, że to "normalne" przy takich porodach.
Ale wiadomo, że się uspokoję dopiero po kontrolnych badaniach - a jakieś 3 tygodnie...
Aż strach pomyśleć co było, gdybym była mniej elastyczna w środku... Brak potrzeby nacięcia i to, że mnie nie porozrywało świadczy tylko o tym, że tam mam wszystko rozciągliwe i to bardzo.
Patrzę teraz na Niego.
Tulę, obwąchuję i muskam nosem jest taki mięciutki, delikatny i pachnący.
K. ma frajdę jak patrzy na to hehe mówi, że zachowuje sie jak zwierzaczek