: 22 lip 2008, 13:41
Dzień doberek :)
melduję się po powrocie ze stolicy i mojej gin :)
wyniki badań odebrane (mocz, krew - wszystko super, wymaz z szyjki macicy - jałowy, więc żadnych bakterii, jeeaahh!! ) Gin mnie zbadała i mówi, że szyjka w prawdzie miękka, ale rozwarcia ZERO, więc raczej mam się nie szykować na zaraz... Buuuuu, szczerze mówiąc - jechałam tam z myślą, że usłyszę coś zupełnie odwrotnego... Powiedziałam gin, że inny lekarz po usg przesunął mi termin na 31 lipca - gadałyśmy o porodzie - mówię, że chcę rodzić na Pl. Starynkiewicza (a Ona z takim błaganiem w głosie: Ale da pani znać jak już się urodzi, nie?? Chociaż sms-kiem!!!! Hehehee, pewnie, że dam znać ), a jak nie będzie miejsc, to przyjadę do nich na Karową i oytam czy w okresie letnim też mają takie problemy z miejscami na porodówce... I się spodziewałam jednej odpowiedzi, a tu zmyłka i ona mówi, że raczej nie odsyłają nigdzie jeśli kobieta przyjeżdza do porodu - zaczęła się śmiać i mówi, że i 10 porodów na jednym łózku odbiorą ;) Hhhihii, to mnie pocieszyłą - jak nie wypali Starynkiewicza, to uderzam od razu TAM :) W końcu tam jest prowadzona moja ciąża... (tyle, że rodzinny płatny, buuu...)
Dostałam zwolnienie do 19 sierpnia (na wszelki wypadek, ale gin mówi, że już powinno być PO ) i kazała mi się zgłosić na KTG w dniu PTP. Poszłam się zapisać na to KTG i mówię kobitce, że z usg mam na 31 lipca, a z OM na 5 sierpnia... Więc ona mnie nie zapisała, tylko kazała zadzwonić do siebie 31 lipca... No ok... I mówi na do widzenia, że ma nadzieję, że do tego czasu, to ja już urodzę... powiedziałam, że też mam taką cichą nadzieję ;)
Acha i mam jeden surprajs, bo o dziwo - wreszcie, przez ostatni m-c przytyłam książkowo 2,5 kg!!! WOW!! Przez całą ciążę nie miałam takiego wyniku od wizyty, do wizyty :)
Więc Kochane, dobiłam w sumie prawie 9 kg :)
Jeśli chodzi o dzisiejszą noc - to ja dla odmiany nie mogę powiedzieć, że było ok... Nie mogłam usnąć, jakoś mi było źle, cięzko na brzuchu, duszno, jakoś mdło, chodziłąm co chwila siku (dosłownie!!!), najpierw narzekałam, że co pół godziny - jak zaczęłam narzekać, że co pół godziny, to za chwilę co 10 minut, myślałąm, że oszaleję... A Małą tak się wierciła, kopała, rozpychała, że mało z bólu nie umarłam, chyba się odpychałą nóżkami od żeber i naciskała główką na szyjkę - trwało to chyba ze 2 godziny i dopiero udało mi się zasnąć, ale i tak co godzinę wstawałąm na siku, pobudka była po 4:00, więc w sumie dużo się dzisiaj nie naspałam... Mam nadzieję, że to tylko z podekscytowania wizytą u lekarza i że dzisiaj będzie już spokojniej, bo drugiej takiej nocy chyba nie zniosę...
W ogóle cały dzień dzisiaj Mała jest baaaardzo ruchliwa, brzuchol podskakuje mi na wszystkie strony i boooli cholernie...
SHOO - współczuję tych konfliktów poglądowych - rzeczywiście - jest o czym dyskutować... Ja chyba nie wierzę w żadnego Boga (a już NA PEWNO nie w instytucję Kościoła i Księży), wszystkie obrzędy religijne obchodzę raczej z przyzwyczajenia (dlatego wzięłam ślub kościelny), a jeśli chodzi o święta np. Bożego Narodzenia, to nie są dla mnie rzeczywistym wydarzeniem "wiary", ale miłym, rodzinnym, ciepłym obrzędem :) Jeśli chodzi o chrzest - pewnie ochrzcimy Małą, jak to się mówi "dla świętego spokoju", ale ja generalnie chciałabym, żeby ludzie wybierali sobie wiarę wtedy, kiedy będą już jej w pełni świadomi... A niemowlak raczej nie jest... Fakt, można być ochrzczonym, a potem i tak zmienić wiarę, ale już sobie wyobrażam wszystkie te nieprzyjemności jakie czekają nas i nasze dziecko - jeśli będzie odbiegało od przyjętych standardów - więc, jak już mówiłam, dla świętego spokoju - ochrzcimy, a jaką drogą nasza pociecha pójdzie dalej - nie wnikam... Jej wola i wolny wybór...
Jesli chodzi o języki - myślę, że Wasze maleństwo prędzej nauczy się polskiego, niż angielskiego ze względu choćby na fakt, że to pewnie z Tobą będzie więcej przebywać... Zasada OPOL wydaje się i dobra i nie... Myślę, że warto uczyć dziecka od małego dwóch języków, ale może rzeczywiście jeden powinien być wiodący - tu nie wiem... w sumie...
Ja zamierzam od małego uczyć swoją córę angielskiego, mój Pan na każdym kroku każe sobie to obiecywać... oglądaliśmy kiedyś program w TV, że można to robić w prostu sposób - mówiąc do dziecka od pierwszych chwil w języku ojczystym i obcym również, dzięki temu łatwiej przyswoi sobie drugi język i w szkole szybciej będzie się uczyło...
Sama dzisiaj byłam świadkiem w szpitalu - czekałąm na gin, poszłam do baru na herbatkę i kanapkę, nie było wolnych stolików i jeden pan spytał czy może się do mnie przysiąść z wnuczką - pewnie, nie ma problemu... Usiedli, wnusia miała na oko jakieś 5-6 lat, dziadek coś tam sobie czytał, ona miała też jakieś książeczki i co chwila o coś pytała: "Dziaaadek, a mogę to...? Dziaaadekkk... a mogę tamto?" I dziadek najpierw mówił po polsku, a potem przy kolejnym pytaniu odpowiadał po angielsku, a Mała automatycznie tłumaczyła mu na poslki... Aż się sama do siebie uśmiechnęłam znad gazety - uważam, że to super sprawa i wierzę, że i Wy dojdziecie w końcu do porozumienia. A Wasze dziecko musi się umieć dogadać i z Twoją rodziną (która mówi tylko po polsku) i z rodziną Męża... nie ma bata... Jak Twój Pan sobie wyobraża rozmowy dziecka z Twoimi rodzicami np.? Będziesz robiła za tłumacza... raczej tego nie widzę... POWODZENIA :)
A co do pociągów - ja bardziej w stronę Skierniewic, więc Legionowa raczej nie mam po drodze... :)
melduję się po powrocie ze stolicy i mojej gin :)
wyniki badań odebrane (mocz, krew - wszystko super, wymaz z szyjki macicy - jałowy, więc żadnych bakterii, jeeaahh!! ) Gin mnie zbadała i mówi, że szyjka w prawdzie miękka, ale rozwarcia ZERO, więc raczej mam się nie szykować na zaraz... Buuuuu, szczerze mówiąc - jechałam tam z myślą, że usłyszę coś zupełnie odwrotnego... Powiedziałam gin, że inny lekarz po usg przesunął mi termin na 31 lipca - gadałyśmy o porodzie - mówię, że chcę rodzić na Pl. Starynkiewicza (a Ona z takim błaganiem w głosie: Ale da pani znać jak już się urodzi, nie?? Chociaż sms-kiem!!!! Hehehee, pewnie, że dam znać ), a jak nie będzie miejsc, to przyjadę do nich na Karową i oytam czy w okresie letnim też mają takie problemy z miejscami na porodówce... I się spodziewałam jednej odpowiedzi, a tu zmyłka i ona mówi, że raczej nie odsyłają nigdzie jeśli kobieta przyjeżdza do porodu - zaczęła się śmiać i mówi, że i 10 porodów na jednym łózku odbiorą ;) Hhhihii, to mnie pocieszyłą - jak nie wypali Starynkiewicza, to uderzam od razu TAM :) W końcu tam jest prowadzona moja ciąża... (tyle, że rodzinny płatny, buuu...)
Dostałam zwolnienie do 19 sierpnia (na wszelki wypadek, ale gin mówi, że już powinno być PO ) i kazała mi się zgłosić na KTG w dniu PTP. Poszłam się zapisać na to KTG i mówię kobitce, że z usg mam na 31 lipca, a z OM na 5 sierpnia... Więc ona mnie nie zapisała, tylko kazała zadzwonić do siebie 31 lipca... No ok... I mówi na do widzenia, że ma nadzieję, że do tego czasu, to ja już urodzę... powiedziałam, że też mam taką cichą nadzieję ;)
Acha i mam jeden surprajs, bo o dziwo - wreszcie, przez ostatni m-c przytyłam książkowo 2,5 kg!!! WOW!! Przez całą ciążę nie miałam takiego wyniku od wizyty, do wizyty :)
Więc Kochane, dobiłam w sumie prawie 9 kg :)
Jeśli chodzi o dzisiejszą noc - to ja dla odmiany nie mogę powiedzieć, że było ok... Nie mogłam usnąć, jakoś mi było źle, cięzko na brzuchu, duszno, jakoś mdło, chodziłąm co chwila siku (dosłownie!!!), najpierw narzekałam, że co pół godziny - jak zaczęłam narzekać, że co pół godziny, to za chwilę co 10 minut, myślałąm, że oszaleję... A Małą tak się wierciła, kopała, rozpychała, że mało z bólu nie umarłam, chyba się odpychałą nóżkami od żeber i naciskała główką na szyjkę - trwało to chyba ze 2 godziny i dopiero udało mi się zasnąć, ale i tak co godzinę wstawałąm na siku, pobudka była po 4:00, więc w sumie dużo się dzisiaj nie naspałam... Mam nadzieję, że to tylko z podekscytowania wizytą u lekarza i że dzisiaj będzie już spokojniej, bo drugiej takiej nocy chyba nie zniosę...
W ogóle cały dzień dzisiaj Mała jest baaaardzo ruchliwa, brzuchol podskakuje mi na wszystkie strony i boooli cholernie...
SHOO - współczuję tych konfliktów poglądowych - rzeczywiście - jest o czym dyskutować... Ja chyba nie wierzę w żadnego Boga (a już NA PEWNO nie w instytucję Kościoła i Księży), wszystkie obrzędy religijne obchodzę raczej z przyzwyczajenia (dlatego wzięłam ślub kościelny), a jeśli chodzi o święta np. Bożego Narodzenia, to nie są dla mnie rzeczywistym wydarzeniem "wiary", ale miłym, rodzinnym, ciepłym obrzędem :) Jeśli chodzi o chrzest - pewnie ochrzcimy Małą, jak to się mówi "dla świętego spokoju", ale ja generalnie chciałabym, żeby ludzie wybierali sobie wiarę wtedy, kiedy będą już jej w pełni świadomi... A niemowlak raczej nie jest... Fakt, można być ochrzczonym, a potem i tak zmienić wiarę, ale już sobie wyobrażam wszystkie te nieprzyjemności jakie czekają nas i nasze dziecko - jeśli będzie odbiegało od przyjętych standardów - więc, jak już mówiłam, dla świętego spokoju - ochrzcimy, a jaką drogą nasza pociecha pójdzie dalej - nie wnikam... Jej wola i wolny wybór...
Jesli chodzi o języki - myślę, że Wasze maleństwo prędzej nauczy się polskiego, niż angielskiego ze względu choćby na fakt, że to pewnie z Tobą będzie więcej przebywać... Zasada OPOL wydaje się i dobra i nie... Myślę, że warto uczyć dziecka od małego dwóch języków, ale może rzeczywiście jeden powinien być wiodący - tu nie wiem... w sumie...
Ja zamierzam od małego uczyć swoją córę angielskiego, mój Pan na każdym kroku każe sobie to obiecywać... oglądaliśmy kiedyś program w TV, że można to robić w prostu sposób - mówiąc do dziecka od pierwszych chwil w języku ojczystym i obcym również, dzięki temu łatwiej przyswoi sobie drugi język i w szkole szybciej będzie się uczyło...
Sama dzisiaj byłam świadkiem w szpitalu - czekałąm na gin, poszłam do baru na herbatkę i kanapkę, nie było wolnych stolików i jeden pan spytał czy może się do mnie przysiąść z wnuczką - pewnie, nie ma problemu... Usiedli, wnusia miała na oko jakieś 5-6 lat, dziadek coś tam sobie czytał, ona miała też jakieś książeczki i co chwila o coś pytała: "Dziaaadek, a mogę to...? Dziaaadekkk... a mogę tamto?" I dziadek najpierw mówił po polsku, a potem przy kolejnym pytaniu odpowiadał po angielsku, a Mała automatycznie tłumaczyła mu na poslki... Aż się sama do siebie uśmiechnęłam znad gazety - uważam, że to super sprawa i wierzę, że i Wy dojdziecie w końcu do porozumienia. A Wasze dziecko musi się umieć dogadać i z Twoją rodziną (która mówi tylko po polsku) i z rodziną Męża... nie ma bata... Jak Twój Pan sobie wyobraża rozmowy dziecka z Twoimi rodzicami np.? Będziesz robiła za tłumacza... raczej tego nie widzę... POWODZENIA :)
A co do pociągów - ja bardziej w stronę Skierniewic, więc Legionowa raczej nie mam po drodze... :)