Mój poród aż tak łatwy i przyjemny nie był, mimo, że z odwagą wyruszyłam do szpitala łudząc się, że to przecież nic strasznego
W czwartek po męczącym dniu ok 22.30 położyłam się spać
Absolutnie nic się nie zanosiło by tej nocy miało się wydarzyć coś takiego
Zasnęłam praktycznie od razu, a o 23.15 przebudziłam się "na siusiu" - wstałam i chlust odeszły mi wody. Usiadłam na kibelku i nie mogłam z niego zejść przez 10 minut bo non stop się ze mnie lało
Od razu przyszły skurcze co ok 5-6 minut.
Szybko naszykowaliśmy się do szpitala- taka byłam przejęta , że nie wiedziałam co miałam do kosmetyczki włożyć!
Na izbie przyjęć byliśmy ok 00.20- tam okazało się, że straciłam już prawie wszystkie wody i mam tylko 4 cm rozwarcia. Od razu wzięli mnie na salę porodową i podłączyli pod ktg- tam skurcze się unormowały i były mniej lub bardziej regularne co 5-6-7 minut. Bolały jak cholera. Z tymi skurczami męczyłam się całą noc- o 5 rano miałam tylko 5-6 cm rozwarcia- nic nie chciało iść dalej. O 7 rano zdecydowali, że podadzą mi oksytocynę i wtedy zaczęła się ostra jazda bez trzymanki.....skurcze tak się nasiliły, że ledwo mogłam wytrzymać z bólu, wyłam i błagałam o znieczulenie. Niestety nie chcieli mi go podać, bo skurcze nadal były rzadkie co 4-5-6 minut i nie chciały być częstsze! Nie pomagała piłka, drabinka ani ciepłe natryski.
W końcu położna zaproponowała, żebym weszła do wanny i to było najlepsze co mogłam zrobić- polecam Wam rodzenie w wodzie! Co prawda w wannie mój poród się nie zakończył, bo wszystko tak długo trwało, że musiałam wyjść na zapis ktg, ale w czasie między skurczami mogłam się zrelaksować- odpływałam.
Ale później poszło już z górki- po wyjściu z wanny rozwarcie skoczyło na 9 cm- skurcze co 3-4 minuty, a koło 11 nareszcie usłyszałam magiczne słowa jest 10
położna kazała przeć. Niestety moje skurcze cały czas były rzadkie co 3- 4minuty. Ja byłam już strasznie zmęczona, położna powiedziała, że do 12 powinniśmy się uwinąć, wtedy się zaparłam i powiedziałam, o nie do 11.30 do wytrzymam dalej już nie dam rady......
Jak tylko nadchodziły skurcze zapierałam się z całych sił podtrzymując się każdego kto akurat był pod ręką ( rodziła ze mną moja mama, był mój mąż i od czasu do czasu przewinął się ktoś z personelu). Parłam tak mocno, że popękały mi naczynka na twarzy, ale jak powiedziałam tak się stało i o 11.30 Maksiu pojawił się na świecie
Najcudowniejsza chwila na świecie jak położyli mi go na brzuszku a położna przyłożyła go do cycusia- od razu zaczął ciągnąć. Łzy radości same napływały mi do oczu- leżałam tak sobie z nim chyba z 2 godziny. Cudowne chwile, których pewnie nigdy nie zapomnę
Było ciężko- ale było warto
[ Dodano: 10-05-2011, 13:05 ]
Dodam jeszcze tylko, że udało się bez nacięcia
Chociaż tyle