cześć
zaraz sobie Was doczytam, ale najpierw pokażę fotki mojego cuda
Poród opiszę w skrócie, a jak jutro będę miała więcej czasu, to napiszę szczegółowo. Wiecie, że po wizycie u gina miałam skurcze co 5min, ale miałam też wątpliwości czy to na pewno to

zaczęłam dopakowywać torby, ale cały czas myślałam- jechać, nie jechać ... no, ale jak skurcze zrobiły się mocniejsze, to się zebraliśmy. Na trakcie porodowym byliśmy o 21:30 już przebrani i gotowi, położna się mną zajęła-cudowna kobieta, po niedługim czasie przyszła lekarka (niech ją piekło pochłonie

) zbadała mnie, miałam 3cm rozwarcia. Skurcze były coraz mocniejsze, ale rozwarcie słabo szło i położna cichaczem zaaplikowała mi jakieś czopki, bo lekarka stawia na naturę i niczego nie podaje o znieczuleniu nie wspominając nawet

rozwarcie się ruszyło, ból zrobił się okropny, błagałam o znieczulenie, więc Michał wziął tą jędzę na bok

i dostałam Dolargan, ale nie powiem, żeby mniej bolało, a jedynie byłam po nim totalnie zamroczona-jak naćpana. Przez ten lek nie współpracowałam z położną, bo nie byłam w stanie, słyszałam co do mnie mówi, ale nie mogłam nic zrobić. Rozwarcie ładnie poszło i przyszły bóle parte-zbawienie

ocknęłam się z amoku w połowie partych jak już chcieli mnie nacinać i udało się bez nacięcia, bo zaczęłam przeć jak należy, po kilku parciach Krzysiu był już z nami

wtedy poczułam totalny błogostan, jakbym na jakiejś chmurce się unosiła

dostałam Krzysia na brzuch, po kilku minutach pielęgniarka zabrała go, powycierała, ubrała i malutki wrócił do mnie, od razu pięknie zassał cycocha

Zszokowała mnie jedna rzecz, że nie musiałam urodzić łożyska, położna nacisnęła mi tylko na brzuch i samo wyjechało

Powiem Wam, że mój mąż spisał się na medal, bez niego nie dałabym rady! Jestem z niego strasznie dumna

nie mógł patrzeć jak położna zakładała mi wenflon a zaglądał w krocze jak główka wychodziła i mówił "widać już loczki"

Położna też po wszystkim go chwaliła
