Pruedence
opiszę Wam teraz mój poród, chociaż nie pierwszy ale drugi to tak bardzo leKko nie było
ale na pewno było warto
Chociaż to druga ciąża i wszystko w sumie wydawałoby się już łatwiejsze... tak nie było
baaaardzo bałam się porodu
-(początek pierwszego porodu- odejście wód płodowych) więc tym razem tak bardzo przeżywałam i czekałam na oznaki zbliżającego porodu, że wręcz chodziłam cała zestresowana
Na dwa tygodnie przed porodem zaczęłam odczuwać ból brzucha i skurcze nieregularne najczęściej w nocy ale dość mocne... na dwa dni przed terminem cały dzień bolał mnie już konkretnie brzuch tak jakbym miała dostać @... i wytrzymałam z tym bólem do 19.00- wyruszyliśmy do szpitala
nie wiem jak to się stało, że przyjeli mnie na oddział patologii ciąży- pewnie lekarka jak zobaczyła zestresowaną przyszłą mamuśkę- to zlitowała się nad biednym dzieciątkiem
,i przyjęła nas...
Następnego dnia podawali mi już zastrzyki z wit.B- ale nic się nie działo, ba wręcz nawet brzuch mnie przestał boleć
...chyba wyluzowałam troszkę - byłam pod opieką co chwila to ktg, to jakieś inne badanie, następnego dnia rano stwierdzili, że może warto podłączyć oksytocynę i zaprosili mnie na porodówkę... przebrali, przygotowali -czyt. lewatywa i podłączyli..... najpierw leżałam spokojnie, później było gorzej i już się prawie zwijałam z bólu, ale te skurcze nic za sobą nie niosły -
nie rodziłam- teraz to już byłam na maksa zestresowana- tym bardziej, że w tym czasie byłam świadkiem narodzin dwójki bobasków
, a ja nic
ze łzami w oczach wróciłam na patologię
skurcze były jeszcze przez dwie godziny a później cisza jak makiem zasiał.......
postanowiłam się objeść
owoce, chipsy
a nawet napilam się coli- iiiiiii...
w nocy obudził mnie skurcz, przerzuciłam się na drugi bok nic sobie z tego nie robiąc, za chwilę znowu i znowu.... co 7 min, pomyślałam przejdę się do wc i może przejdzie- a w wc wypadł mi czop (hurra wreszcie wiem jak to wygląda
)wow.... zaczęło się - cała drżąca wróciłam na salę, pomyślałam sobie,że skoro to już to warto się posilić
, bo przy tej oksytocynie na próbie czułam się baaaardzo głodna a położna wtedy jeszcze wsuwała bananka
zjadłam zatem bułeczkę i oczywiście banana
poszłam powiadomić położną..... no to zaczynamy
prysznic, koszula szpitalna do porodu, podłączyli mnie do ktg- są skurcze mocne i regularne, lekarz zbadał rozwarcie 4cm- pomiędzy skurczami nawet z uśmiechem żartowałam- byłam szczęśliwa, że to już, ale była to 3 w nocy i na porodówce była taka jedna niemiła położna, że ze stresu znowu na 15min przeszły mi skurcze...a ona do mnie że żadnej akcji nie widzi, że po co teraz w nocy zawracam im głowę itp
chciałam uciekać
........ jak przyszedł mój mąż to nagle zrobiła się miła...........
o 4.oo zaczęło się na dobre... nie było mi już do żartów
, skurcz za skurczem, wymioty- bo tak szybko się szyjka skracała, rozwarcie postępowało tak sobie..., gdzieś koło siódmej podłączyli mi oksytocynę i dali zastrzyk, aby przyspieszyć i nasilić jeszcze te skurcze...cóż odchodziła od zmysłów.... nie wolno było mnie dotknąć bo krzyczałam i groziłam, że pogryzę
ale o dziwo słuchałam i oddychałam- co faktycznie przynosiło ulgę, tylko jak wdarła się panika to miałam wrażenie że to już mój koniec
najważniejsze, że był mój mąż i cudowna położna, która zaczęła zmianę o 7.00
przy 7cm rozwarcia- oczywiście uciekałam z porodówki, z okrzykami dajcie mi spokoj, nnym razem...
położna pomagała jak można masowała szyjkę dobierała odpowiednie pozycje, żeby dziecko wsawiało się prawidłowo w kanał rodny.... nie będę ukrywać ja miałam dość...
wreszcie w tym amoku usłyszałam: jest 10 cm..... RODZIMY...
na to hasło ja osobiście już po raz drugi dostałam takiego powera, że nie miałam tam sobie równych
.... ehhhhh ten moment porodu jest jak dla mnie cudowny - cztery konkretne skurcze parte i było już nasze maleństwo (4270) leżało na moim brzuszku popłakując, a nam ciekły łzy ze szczęścia- całowaliśmy naszą kochaną córeczkę ... a moje serce o mało nie pękło z nadmiaru radości
, nie nacieli mnie- delikatnie popękałam no cóż- już nic się nie liczyło, za jakieś 10 min gin nacisnęła mi na brzuch i urodziłam łożysko, naszczęście oprócz tego nic więcej nie urodziłam (pomimo śniadanka na wzmocnienie hihihi)a nawet nie zrobiłam siku
później szycie mniej przyjemne- miałam wrażenie, że robi to na żywca- chociaż widziałam że znieczula
Poród trwał 6 godzin, teraz myślę, że tylko 6 i że nie był najgorszy
Cóż mogę jeszcze powiedzieć.... chociaż odchodzi się czasem z bólu od zmysłów nie warto panikować i współpraca z położną daje świetne efekty i oczywiście stres.... nawet nie wiedziałam, że tak mocno na mnie działa...
Życzę Wam Kochane łatwych porodów .....