Mała ma 2,5 m-ca. Jest zaplanowanym i wyczekiwanym dzieckiem. I niby powinnam szaleć ze szczęścia , a tu... .
Myślałam że kiepski nastrój - baby blues - trwa tylko parę dni. A ja wciąż nie mogę znaleźć sobie miejsca, boję się zostawać z małą sama w domu, każdy jej płacz powoduje u mnie panikę...
Myślę, że nie bez znaczenia jest to że nie karmiłąm małej piersią. Ona już w szpitalu nie chciała ssać i potem w domu było jescze gorzej. Kupiłam więc laktator. Skutek był taki że po 2 m-cach pokarmu już nie było a zostało poczucie, że nie radzę sobie jako matka. Wszyscy pytają - pewnie karmisz piersią? A ja wtedy mam ochotę uciec.
Czy macie podobne doświadczenia? jak sobie z tym poradziłyście?