Nie mogę spać! Nerw mnie dopadł. Zaczęło się od tego, że mój mąż wstając stwierdził po prostu, że dziś piątek. Myślałam, że chodzi mu o to, że weekend za pasem, ale nie! Stwierdził, że fajnie, bo dziś się zmieni opis na naszym suwaczku

Jak sobie uświadomiłam, że to już 33 tydzień to wpadłam w panikę! Za 3 tyg. Kubuś będzie donoszonym noworodkiem a ja jeszcze nie jestem gotowa. Wczoraj cały jego pokoik zdemolowałam, bo szykowałam łóżeczko do szorowania, a waliza zamiast się pakować stoi na tarasie i schnie. Do tego mój mąż za tydzień jedzie na całą noc do Warszawy na zlot i mam strach (wiem, że irracjonalnego), że akurat wtedy zacznę rodzić. Ale nie chcę mu zabraniać. Dawno nigdzie nie wychodził i nigdzie się nie szwendał. Zamiast na piwo z kolegami to sobie do domku kupował żeby ze mną posiedzieć. Pewnie dlatego, że od dawna wiedział o tym zlocie i chciał mnie udobruchać żebym mu pozwoliła jechać
A wczoraj strasznie mnie wzruszył. Kolega z którym zwykle wraca z pracy samochodem musiał zostać dłużej i Artek wracał sam pieszo (bo autobus mu uciekł) a to jest jakieś 4-5 km. Zadzwonił do mnie żeby mi powiedzieć, że będzie trochę później. Wie, że zawsze o tej porze jestem w domu i szykuję obiad. Ale wczoraj akurat w tym czasie wrócił ze szpitala mój tata, więc nastawiłam obiad i poszłam go odwiedzić (bo to tylko piętro niżej) i nie wzięłam oczywiście ze sobą telefonu. Artek w tym czasie dzwonił co chwila raz na komórkę raz na stacjonarny i okropnie się zdenerwował, że nie odbieram. Przebiegł całą drogę od pracy do domu (!!!!!) bo myślał, że coś nam się stało

Kochany jest! Strasznie mi było potem głupio (w rezultacie był szybciej niż samochodem

) Obiecałam sobie, że teraz zawsze będę nosić przy sobie komórkę.