Raz mój mąż rozmawiał z kolegą o porodzie rodzinnym i tamten był niesamowicie oburzony, że Artur zamierza ze mną rodzić, bo jemu wystarczyło, że musiał potem żonie szwy smarować więc horrorem byłoby patrzeć ja ją rozrywa. Na co mój mąż, że to nie on się umęczył raczej tym patrzeniem i że kocha każdy kawałek mnie i tym bardziej skoro cierpię to powinien ze mną być. A tamten też niby się potem żony brzydził (choć tylko te szwy widział), więc Artek stwierdził, że nie wyobraża sobie żeby cokolwiek w ukochanej osobie mogło brzydzić, tym bardziej rana.
Ja myślę, żę później to on się może bardziej bać, że mi krzywdę zrobi niż się brzydzić