Hejo!
Temat o chustach... Jaś łupi się jakby go kroili na sam widok. Pozostaje czekać aż będzie można go wkładać, aby świat widział
A my wybraliśmy się do miasta, jak pisałam. Świeciło piękne słońce, klimat letni, w sam raz na zakupy. Mąż mnie wysadził w centrum a sam pojechał do innej dzielnicy w interesach. Już po kilku krokach zorientowałam się że zostawiłam w aucie telefon, a mieliśmy sie dopiero umawiać. Po kilku następnych krokach zauważyłam, że pada. No to w sekundzie skręciłam do najbliższej kawiarni ( bo parasola niet, kto by mi kazał!), gdzie musiałam prosić o pomoc w wytarganiu wózka po schodach. Kelnerka zaczęła kwilić nad Jasiem, jak się okazało, pamiętała mnie jak z mężem tam chodziliśmy za ciężarnych czasów. Posiedziałam tam trochę, zapytałam o telefon, to nawet podano mi komórkę, ale do męża za Chiny nie mogę sie dodzwonić. Decyduję się wyjść, choć to pora karmienia, bo zaczynają palić przy stole obok. Na szczęście tylko kropi. Idę Rynkiem, a Jaś zaczyna się wściekać, bo głodny. Dzwonię do Olka. Nic z tego. Wchodzę do nast. kawiarni, muszę karmić. Zamawiam herbatę, zegnając się z zakupami, bo zaraz wszystko pójdzie na kawiarnie. Dostaję herbatę, karmię Jasia chowając sie jak sie tylko da. Płacę, wychodzę. Dzwonię do Olka i znowu nic. Dzwonię do rodziców, jak sie okazało, on też tam dzwonił, bo ze mną 0 kontaktu. Dzwonię na swój numer, wreeeeszcie odbiera! na dodatek okazało sie ze jest w centrum. Na bluzeczkę wystarczyło kasy, ale to żadna zapłata za nerwy, które przerobiłam. Dodam ze mieszkam trochę km od Krakowa i samotna jazda do domu raczej nie wchodziła w grę.
Serafinka, nie mam żadnych ćwiczeń. Wczoraj zrobiłam pierwsze brzuszki i to niewiele, bo ja poi cesarce. Ale dziś też zrobię, bo chyba ważna jest systematyczność.
Kinga buziaki dla Elizki!