Awatar użytkownika
Viola
Trzy tysiące lat minęło...
Posty: 3773
Rejestracja: 12 maja 2007, 12:08

02 wrz 2007, 10:11

Magda Sz. gratuluję takich porodów.... :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01:

Awatar użytkownika
madziorka hihi
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 6536
Rejestracja: 08 mar 2007, 18:23

04 wrz 2007, 00:56

MAGDA SZ. porody rewelacyjne.. gratuluje hihi
:ico_brawa_01: :ico_brawa_01:

madziarka81
Trzy tysiące lat minęło...
Posty: 3081
Rejestracja: 23 mar 2007, 17:10

20 wrz 2007, 22:09

Magda Sz., tylko pozazdrościć. Ciekawe jak to będzie u mnie z drugim porodem??? :ico_noniewiem:

adusek
Noworodek Forumowy
Noworodek Forumowy
Posty: 4
Rejestracja: 23 kwie 2007, 17:21

03 paź 2007, 19:30

Juleczka :

Urodziłam się 23 kwietnia 2004 r. w Bolesławcu.
Dla mojej mamusi był to najpiękniejszy dzień w życiu.
Kiedy po raz pierwszy mnie zobaczyła to była baaaardzo szczęśliwa Ja też się cieszyłam, że mogę być wreszcie z moimi rodzicami, z którymi do tej pory porozumiewałam się tylko przez "brzuszek mamusi" Nasze szczęście było jednak chwilowo zachwiane, kiedy miałam zaledwie jeden dzień Do mamusi przyszedł pan doktor i powiedział jej, że nie ruszam jedną rączką. Do tej pory mamusia nic o tym nie wiedziała, bo moja rączka była schowana i owinięta tak, aby mi było cieplutko, więc mama wcześniej w ogóle jej nie widziała.
Po konsultacji z Kliniką Chirurgii Ręki we Wrocławiu, pan doktor powiedział, że moja choroba to jest porażenie splotu barkowego . Nie wiedziałam zupełnie o co mu chodzi :O Ale rodzice wytłumaczyli mi, że to, iż nie ruszam rączką spowodowane jest tym, że mam pozrywane nerwy, które odpowiedzialne są za ruchy rączką. Pan doktor słabo sie postarał przyjmując mnie na ten świat i wyciągając z brzuszka od mamusi. Byłam duża, bo ważyłam 4650g i miałam 61 cm. No i się zaklinowałam. Moje serduszko przestawało już bić, pan doktor nie słyszał mojego tętna i poprosił panią położną, żeby szybko wyciągneła mnie z brzuszka od mamusi, bo inaczej mogło by mnie tutaj nie być z moimi rodzicami. A że pani położna miała baaardzo dużo siły, to ......... Reszty możecie się domyślić, bo mamusia nie lubi jak wspominam ten dzień.......... Mamusia chciałaby tą chwilę jak najszybciej zapomnieć... Ale widzi ją za każdym razem, kiedy patrzy na moją rączkę.... Ale teraz jest już lepiej. Kiedy miałam 5,5 miesiąca pan doktor musiał mnie operować.Połączył moje poprzerywane nerwy i rączka zaczęła się powoli ruszać.
Co prawda nie umiem ruszać nią aż tak jak moje koleżanki i koledzy, ale rodzice cieszą się z tego co jest. Kiedy miałam 3 tygodnie mamusia zaczęla mnie prowadzać do jakiegoś dziwnego ośrodka, gdzie pani rehabilitantka ćwiczyła moją rączkę.
Tak jest do dziś. Ciągle muszę z rodzicami chodzić do różnych lekarzy i pań, które mnie ćwiczą, aby udoskonalić moje umiejętności ruszania rączką. Co dwa miesiące mama zabiera mnie do szpitala, w którym zawsze spędzamy 2-3 tygodnie. Ja bardzo nie lubię tam jeździć, ale rodzice mówią, że muszę. Tam codziennie robią mi dużo zabiegów - elektrostymulacje, galwanizacje, naświetlają raczkę lampą Bioptron, mam też okłady z fango, leżę na materacyku magnetycznym i pluskam się w wodzie na macie do kąpieli perłkowej. Ale najbardziej to nie lubię codziennych masaży i ćwiczeń na sali. Nie pozwolą mi się wtedy bawić, tylko wyczyniają z moją rączką różne cuda i dziwy - wyginają, naciągają....
Często jeździmy do szpitala w Dziekanowie Leśnym i ostatnio do CHylic. Nigdy nie brakuje nas też na konsultacjach u prof.Gilberta z Paryża.
dzielnie ćwiczę z mamą i na turnusach i rodzice mają nadzieję, że może uda się jeszcze coś wypracować.

katrin
Beze mnie to forum nie istnieje!
Beze mnie to forum nie istnieje!
Posty: 1971
Rejestracja: 07 mar 2007, 14:29

04 paź 2007, 11:57

adusek, dzielna masz Juleczke, szkoda, ze juz od malego musi borykac sie z rehabilitacjami i szpitalami.Urodzila sie bardzo duza, wiec nie rozumiem dlaczego nie zrobili Ci cesarskiego ciecia.Na zyczenia robia a jak jest ewidentne wskazanie medyczne to kazali Ci rodzic naturalnie-chyba robili malej przed narodzinami Usg i widzieli, ze maly kolosek w brzuszku siedzi.Nie rozumiem.I teraz sa takie konsekwencje... :ico_placzek: Moj maly tez byl duzy (4200 i 60cm), wywolywali porod ale i tak zakonczyl sie cesrka.Jak przeczytalam Twojego posta to ciesze sie, ze kazali mi rodzic przez CC, bo po operacji doktor powiedzial, ze maly byl o jeden rozmiar za duzy dla mnie i naturalnie bylyby wielkie problemy go urodzic i moze dltego akcja porodowa nie posuwala sie do przodu, bo maly wyczuwal, ze kanal rodny jest dla niego za waski. Dobrze, ze polozne widzialy co sie dzieje i nie kazaly mi rodzic na sile, bo pewnie tez by utknal...Wierze, ze uda Wam sie doprowadzic raczke Juleczki do zdrowia, tylko strasznie mi jej szkoda, bo te rehabilitacje na pewno nie sa przyjemne.Buziaczki dla niej.Trzymajcie sie cieplutko.

Awatar użytkownika
Kolka
Trzy tysiące lat minęło...
Posty: 3779
Rejestracja: 07 mar 2007, 14:38

04 paź 2007, 12:45

Kochana Julciu... pięknie to opisałaś... Mam nadzieję, że niedługo z Twoją rączką wszystko będzie już dobrze i nie będą Cię męczyć tym głupimi ćwiczeniami :ico_buziaczki_big: :ico_buziaczki_big:

mamaJulci
Biegaczostruś na forum
Biegaczostruś na forum
Posty: 201
Rejestracja: 30 kwie 2007, 19:30

06 paź 2007, 17:18

Termin porodu według miesiączki wypadał 06.02.07 a według USG na 13stego lutego.
15stego czyli 10 dni po terminie pojawiliśmy się w szpitalu na CTG. Zero rozwarcia i przepowiadających skurczy. Postanowiono wywoływać poród naturalnymi metodami. Przygotowano jakąś miksturkę z olejku rycynowego z dodatkiem czegoś tam.. Pani powiedziała żeby to wypić wieczorkiem i powinny pojawić się skurcze i biegunka. Miksturkę przyjęłam po „Na wspólnej” około godz. 21wszej. O 23 pojawiła się wspomniana biegunka oraz skurcze. Po godzinie pojechaliśmy do szpitala. Droga strasznie się dłużyła. Do szpitala mamy ok. 30 km – jechaliśmy ok. 45min. W drodze spotkała nas niezwykła przygoda z biegunką. Wstyd wspominać ;-) Po północy byliśmy w szpitalu. Zrobili mi CTG, zero rozwarcia, skurcze coraz bardziej bolesne.. Pani badająca mnie stwierdziła że jeszcze czas i spokojnie można powrócić do domku, postarać położyć się spać. W domu byliśmy o 2.45, skurcze narastały. Krzysiek położył się spać. Mi już skurcze na to nie pozwoliły. Postanowiłam wziąć ciepłą kąpiel-nic nie pomogła. Ok.5.30 zaczęło tak strasznie boleć więc postanowiliśmy jechać. Nie miałam już siły dojść do samochodu.. Po 6stej byliśmy w szpitalu z rozwarciem 3 centymetrowym. Chodziliśmy po korytarzu w coraz mocniejszych skurczach. W między czasie robiono CTG. Po 7 była zmiana personelu i na całe szczęście przypadła nam wspaniała położna o imieniu Daniela. Zbadała mnie i powiedziała że wszystko dobrze, rozwarcie na 5 cm . , dała mi koszulę i zaprowadziła pod prysznic, który już nic nie pomógł w złagodzeniu bólu. Wróciłam na salę porodową i już tam pozostałam. Rozwarcie 7-8cm. Położna podłączyła mnie ponownie do CTG i zostawiła nas samych. Skurcze wciąż się nasilały. Po godz. 10tej bolały tak strasznie że już zaczęłam przeklinać i wygadywać głupoty o których mało pamiętam.. Chciałam umrzeć , później prosiłam o znieczulenie. Dali mi 3 czopki po których dostałam znów biegunki, bólu nie uśmierzyły. Myślałam że dadzą mi od razu ZZO ale powiedzieli że najpierw spróbują znieczulić naturalnie.. Kiedy tak jęczałam z tego bólu postanowili dać mi zastrzyk, który miał zadziałać po 10 minutach-dla mnie to była wieczność. Na szczęście ten zastrzyk na troszkę zadziałał. Bóle stawały się nie do zniesienia. Ok. 11stej prawie mdlałam z bólu. Pani położna powiedziała ze wszystko postępuje szybko i prawidłowo. W pewnym momencie poczułam bóle parte, które były nie do zniesienia. Ból nie do opisania. Pamiętam że kiedy się pojawiały- jedną ręką trzymałam położną a drugą trzymałam Krzyśka za szyję. Naraz poczułam takie zejście dziecka do kanału rodnego. Krzyknęłam że rodzę.. Położna powiedziała że dobrze, już mało zostało ale muszę mono przeć i nie oddychać tak szybko bo mogę zemdleć. Strasznie się bałam , myślałam że umieram. Naprawdę. Tak strasznie bolało że błagałam o ZZO. Położna powiedziała że nie ma sensu bo widać już główkę i że jedno lub dwa parcia i dzidzia wyskoczy. Już nie miałam siły ale tak się zmobilizowałam że po pierwszym parciu dzidziuś był już z nami;-) Kiedy maluch wyskoczył z niecierpliwością czekaliśmy na pierwszy krzyk. To było najdłuższe parę sekund w moim życiu. W pewnym momencie podniosłam się i zobaczyłam dzieciątko;-) było sine, wystraszyłam się. Nie było to na szczęście nic groźnego. Później patrzę między nóżki a tu niespodzianka- DZIEWCZYNKA!! Byliśmy przygotowani na Kubusia. Oczywiście od razu pokochaliśmy Julcię i nie wyobrażamy sobie że mogło być teraz inaczej. Pani zapytała Krzyśka czy chce przeciąć pępowinę. Bał się ale zdecydował się przeciąć. Położyli mi malutką na brzuszku i tak sobie z godzinkę leżeliśmy. Później zabrali ją na ważenie i mierzenie. Byłam taka szczęśliwa że poleciałam razem z nimi. Troszkę zakręciło mi się w głowie. Malutka ważyła 3775 i mierzyła 53cm. Dostała 10 pkt. W skali Agar. Urodziłam ją o 11.36 .Poszłam sama na salę a tatuś poszedł kąpać malutką. Koło 15stej poczułam straszne zmęczenie. Przywieźli mi Julcię i tak już została ze mną w pokoiku. Pierwszą noc byłyśmy same. Przespałyśmy ze zmęczenia prawie całą noc. Na drugi dzień zakwaterowali nam dziewczynę czekającą na cesarkę. Ku mojemu zdziwieniu i radości była to Polka! W ten sam dzień urodziła córeczkę Julię. W drugiej dobie nasze dziewczynki dały nam popalić w nocy. Praktycznie całą przepłakały. Miałam lekką depresję „dnia trzeciego”, zmęczenie dało się we znaki. Urodziłam 16stego w piątek a w poniedziałek już byłyśmy w domku. Kleo bardzo polubiła nową lokatorkę. Zmęczenie daje w kość ale mimo to jesteśmy bardzo szczęśliwi z naszą córeczką;-) Poród z biegiem czasu wspominam jako silny ból zakończony wspaniałymi narodzinami ukochanej Julki. Było warto!!! I tak po dziewięciu miesiącach wyczekiwania jest z nami nasza Kruszynka. Jest dla nas całym światem. Bardzo się cieszę że przy porodzie był ze mną Krzysiu. Dał wsparcie i siłę. Spisał się wspaniale, a teraz cudownie opiekuje się córeczką. Zakochał się w niej! Ale jak można nie zakochać się w takim Maleństwie.

Awatar użytkownika
iw_rybka
Wodzu
Wodzu
Posty: 17728
Rejestracja: 07 mar 2007, 18:40

13 lis 2007, 16:46

mamaJulci, fajny opis,no i super sprwawa,ze pozwolili ci byc z coreczka w pierwszych chwilach zycia.Mi pokazali synka,polozyli na brzuche,zebym go mogla utulic a potem zabrali na mierzenie,wazenie itp.Dopiero po 2h pozwilili mi wstac i poszlam sobie po niego :-)

Awatar użytkownika
siunia
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5366
Rejestracja: 07 mar 2007, 16:12

14 lis 2007, 14:07

Witam
U mnie pierwszy porod był cięzki, chociaż jak porównoje go do początków karmienia piersia to da się przeżyć.
W sobotę od rana czułam lekkie skórcze o 20 były mocniejsze wiec pojechaliśmy do szpitala. I wrocilismy do domu bo rozwarcie tylko na 2 cm. o 24 pojechaliśmy znów, bo skorcze były bardzo mocne i czeste więc juz zostałam z mężem w szpitalu. Dostała swoj pokoj i cała noc prawie spędziłam pod prysznice. W miedzi czasie miałam robioną lewatywe. Z rana rozwarcie tylko na 2cm. A skorcze takie mocne i czeste ze ryczłam z bolu, mąż cały czas masował plecy o 15 rozwarcie na 3 cm, i juz zdecydowali mi sie podac znieczolenie zewnątrzoponowe, od tego momentu było super. Urodziłam o 18.30. Kilka parc i synek juz był, obtarki go troszke i połozyli na klatece piersiowej.Razem z nim rodziłam łożysko , to trwało kilka minut. Wzieli Milana owineli i razem z mężem poszli na chwile do drugiego pomieszczenia zmiezyc i zwazyc po 5 min wrocił do mnie. Od razu przystawiono mi go do cyca. Pj kakiejs godzince od porodu. Zabrali mnie pod prysznic i pielęgniarka umyła ( bo takie maja przepisy) ubrałam sie i przeszliśmy z mężem i synkiem do rodzinnego pokoju.

Dodam tylko ze rodziłam w Norwegii, opieka rewelacyjna :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01:

Awatar użytkownika
Jola_85
JEEEST! Przekroczyłem 1000 postów!
JEEEST! Przekroczyłem 1000 postów!
Posty: 1029
Rejestracja: 17 maja 2007, 12:49

18 lis 2007, 12:40

Witam wszystkie mamusie.
Ja miałam termin na 29grudnia natomiast urodziłam 7stycznia.Do szpitala poszłam 3stycznia i zaczeli mi wywoływać poród,nie pomagały ani zastrzyki ani kroplówki...W czwartek 6stycznia lekarz zalecił mi na sobote cesarskie ciecie...W nocu ok21 zauwazyłam,iz odszedł mi czop a o 24 obudziły mnie bóle juz co 5min...Meczyłam sie z tymi bólami do godz 7rano,a od 7 zaczeły sie bóle parte.Rodziłam z pomocą lekarza-wypychał mi Julcie z brzuszka,nacieli mnie do samego odbytu,Julcia nie pomagała(nie przekrecała się tak jak powinna)...Przyszła na swiat o 8:30 z wagą 4050g i 57cm długości...Przy całej akcji porodowej był moj mąż,ktory bardzo mi pomagał,jednak teraz juz przy porodzie być nie chce :ico_haha_01: ....Najgorsze dla mnie były jednak chyba 3tyg po porodzie,bo az tyle czasu potrzebowalam na dojscie do siebie,wypisali mnie ze szpitala z bardzo silną anemią,ale czego sie nie robi dla naszych malenstw :ico_oczko:

Wróć do „Ciąża, czyli nasze 9 miesięcy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Ahrefs [Bot] i 1 gość