03 paź 2007, 19:30
Juleczka :
Urodziłam się 23 kwietnia 2004 r. w Bolesławcu.
Dla mojej mamusi był to najpiękniejszy dzień w życiu.
Kiedy po raz pierwszy mnie zobaczyła to była baaaardzo szczęśliwa Ja też się cieszyłam, że mogę być wreszcie z moimi rodzicami, z którymi do tej pory porozumiewałam się tylko przez "brzuszek mamusi" Nasze szczęście było jednak chwilowo zachwiane, kiedy miałam zaledwie jeden dzień Do mamusi przyszedł pan doktor i powiedział jej, że nie ruszam jedną rączką. Do tej pory mamusia nic o tym nie wiedziała, bo moja rączka była schowana i owinięta tak, aby mi było cieplutko, więc mama wcześniej w ogóle jej nie widziała.
Po konsultacji z Kliniką Chirurgii Ręki we Wrocławiu, pan doktor powiedział, że moja choroba to jest porażenie splotu barkowego . Nie wiedziałam zupełnie o co mu chodzi :O Ale rodzice wytłumaczyli mi, że to, iż nie ruszam rączką spowodowane jest tym, że mam pozrywane nerwy, które odpowiedzialne są za ruchy rączką. Pan doktor słabo sie postarał przyjmując mnie na ten świat i wyciągając z brzuszka od mamusi. Byłam duża, bo ważyłam 4650g i miałam 61 cm. No i się zaklinowałam. Moje serduszko przestawało już bić, pan doktor nie słyszał mojego tętna i poprosił panią położną, żeby szybko wyciągneła mnie z brzuszka od mamusi, bo inaczej mogło by mnie tutaj nie być z moimi rodzicami. A że pani położna miała baaardzo dużo siły, to ......... Reszty możecie się domyślić, bo mamusia nie lubi jak wspominam ten dzień.......... Mamusia chciałaby tą chwilę jak najszybciej zapomnieć... Ale widzi ją za każdym razem, kiedy patrzy na moją rączkę.... Ale teraz jest już lepiej. Kiedy miałam 5,5 miesiąca pan doktor musiał mnie operować.Połączył moje poprzerywane nerwy i rączka zaczęła się powoli ruszać.
Co prawda nie umiem ruszać nią aż tak jak moje koleżanki i koledzy, ale rodzice cieszą się z tego co jest. Kiedy miałam 3 tygodnie mamusia zaczęla mnie prowadzać do jakiegoś dziwnego ośrodka, gdzie pani rehabilitantka ćwiczyła moją rączkę.
Tak jest do dziś. Ciągle muszę z rodzicami chodzić do różnych lekarzy i pań, które mnie ćwiczą, aby udoskonalić moje umiejętności ruszania rączką. Co dwa miesiące mama zabiera mnie do szpitala, w którym zawsze spędzamy 2-3 tygodnie. Ja bardzo nie lubię tam jeździć, ale rodzice mówią, że muszę. Tam codziennie robią mi dużo zabiegów - elektrostymulacje, galwanizacje, naświetlają raczkę lampą Bioptron, mam też okłady z fango, leżę na materacyku magnetycznym i pluskam się w wodzie na macie do kąpieli perłkowej. Ale najbardziej to nie lubię codziennych masaży i ćwiczeń na sali. Nie pozwolą mi się wtedy bawić, tylko wyczyniają z moją rączką różne cuda i dziwy - wyginają, naciągają....
Często jeździmy do szpitala w Dziekanowie Leśnym i ostatnio do CHylic. Nigdy nie brakuje nas też na konsultacjach u prof.Gilberta z Paryża.
dzielnie ćwiczę z mamą i na turnusach i rodzice mają nadzieję, że może uda się jeszcze coś wypracować.