Witam,
ja dla odmiany mam nastrój do nonono...
jakoś kole 15 zadzwonił mój brat do mnie, że przyszło mu z krwiodawstwa, że ma żółtaczke, mówię Wam biedny miał takie doły i tak płakał - bo wyobraźcie sobie, że lekarz mu powiedział, że no niestety musi sie liczyc z tym, że do 20lat będzie po nim - no masakra!!
on mi becał do słuchawki a ja razem z nim, szef przyszedł patrzy na mnie i pyta co się stało, a ja nie umiałam mówić.... no przej... no to mało powiedziane! Darek też patrzy na mnie i tak stoją i patrza i pytają no co jest no to mówię... a Darek na to "no nonono jak nie urok to sraczka".... no niestety taka prawda
jeszcze po powrocie do domu zobaczyłam na wkładce że w śluzie mam takie brunatne żyłki, wystraszyłam się jak diabli!! mój lekarz jest na seminarium to nie mam się z nim jak skontaktować, dzwoniłam do położnej mówiła, żebym tak dla spokoju przejechała się na pogotowie, ale ja się boje, chodzę i becze cały czas...
jak na złość Piotrek dziś na drugą zmianę, musiał zostawić tel. w szafce bo za cholere nie mogę sie nim skontaktować! mówię Wam to jest ponad moje siły...
jestem skazana sama na siebie, mamy nie ma teraz...
nie wiem czy jechac do tego szpitala czy nie, boje się ale tez chciałabym mieć podstawy do tego żeby się uspokoić... już sama nie wiem, wiem że mi źle
