No witajcie babeczki. Przepraszam, ze tak rzadko się ostatnio odzywam, ale co drugi dzień jestem w szpitalu, bo to już po terminie, a tam kolejki straszne, więc schodzi się pół dnia, a przez resztę czasu biegam po schodach, myję po raz kolejny okna, biegam po skleach itp w celu oczywiście przywołania do porządku mojego kapryśnego synka, któremu się nie śpieszy.
Przez cały weekend mąż okupował komputer i nie mogłam się dopchać, więc dopiero dziś odrabiam zaległości w czytaniu.
Gozdzik dziękuję za telefon, oczywiście dam znać.
Hekkatte, gin nic ciekawego mi nie powiedziała, poza tym, że nic się nie dzieje. W środę jeszcze wszystko było twarde i zwarte. W piątek rano w szpitalu już był niejaki postęp, bo miękko i 1cm. Byłam później jeszcze raz po południu, bo rano ktg było zajęte i już miałam 2 cm więc się ucieszyłam, że tak szybko idzie, ale wczoraj już miałam 1,5 cm
fajnie nie? chyba tylko ja tak potrafię. A na poważnie to była inna lekarka (pewnie grubsze miała palce). Skurczy przez cały czas 0. Kubusiowi się nie śpieszy.
Wczoraj miałam z tego powodu lekkie załamanie nerwowe. Leżałam i płakałam, że Kubuś nie chce się urodzić i że coś ze mną na pewno nie tak
Mąż tylko patrzył na mnie jak na wariatkę i kręcił głową.
A przy okazji, ja też jestem upierdliwą żoną i strasznie się wściekam jak mąż nie wraca na czas. Dzwonie co chwila. Najgorzej to mnie wkurza jak wysyła smsy że będzie później. np ze o 20, a o tej 20, że o 21 itd.