całej mojej historii nie opowiem ale ...zdradziłam, nie jest mi z tym wcale łatwo...
mąż wie,był wtedy narzeczonym...ale mi nie uwierzył...
w sumie nie wiem dlaczego to zrobiłam... moze dlatego ze kazdy ze znajomych dawał mi do zrozumienia że kazdy marynarz zdradza dziewczyny/narzeczone/żony... każdy...
strasznie mnie to bolało ta świadomość "niby" że on to tam robi?
może teraz się usprawiedliwiam... ale jak stałam na ślubnym kobiercu... obiecałam jemu i sobie... i tego się trzymam...
a wiecie co jest najdziwniejsze ze ten od zdrady R też chciał się ze mną zaręczyć... liczył na to że z K mi nie wyjdzie...
potem to odchorował
...ale już ponad rok jest po slubie i niby szczęsliwy...
choć jego rodzinka tej nowej dogaduje ..." ciesz się ze cie R wybrał bo mógł mieć ładniejszą Edyte..." wiecie jak mi było jej szkoda?
a najlepsze jest w tej całej sytuacji to ze ten R mial kuzyna...
i ten kuzyn mnie znalazl na naszej-klasie...
i po 5latach jak z ni m nie mam kontaktu...
ten kuzyn wyznal mi ze kocha mnie od momentu jak mnie widzial z R...
pisze do mnie a ja mu tłumacze ze nigdy nie bede jego...
ojjjjjjj
![n :ico_haha_01:](./images/smilies/xx_haha_01.gif)
troszkę mnie to śmieszy
on twierdzi że bedzie czekal póki ma nadzieje...a ze niby uparty to bedzie dlugo czekal...hehehe miło mi ze tak "faceci za mna szaleją "
jakbym zdradziła to bym nie miała szacunku do siebie... bo obiecałam...