Fintifluszka pisze:musisz nam jeszcze opowiedzieć poród koniecznie
O wodach, które mi odeszły to wiecie. O 12 w południe zaczęły mi odchodzić. Ze szpitala mnie odesłali. Ciekłam tak cały dzień.. Wieczorem zaczęły się te pierwsze lżejsze skórcze tak co 10-15 minut. Nie mogłam usnąć, gdyż skurcze się nasilały i patrzyłam co ile i jak długie. O 4 rano zdecydowaliśmy z chłopakiem, że jedziemy do szpitala bo miałam już silniejsze skurcze regularnie co 10 minut. W szpitalu godzinę czekaliśmy w poczekalni potem kolejną godzinę ja leżąc już na łóżku. Dopiero o 6 rano zajęła się mną położna (w sumie to mieli chyba busy day bo dużo dzieci zdecydowało się przyjść na świat tego dnia). Miałam za małe rozwarcie a skurcze silne więc koło 7 położna wysłała mnie do kąpieli. Moczyłam się w ciepłej wodzie aż tchu mi brakło. Dobrze, że Rafał cały czas był ze mną bo samej byłoby mi ciężko. Wyszłam, wróciłam na łóżko. Przeżywając kolejne, coraz silniejsze skurcze położna podała mi gaz do oddychania przy skurczach. Chwilę wcześniej płakałam z bólu a po jednym machu z butli zaczęłam się śmiać do Rafała bo od tego gazu w głowie się kręciło. Koło 9 znów mnie wysłała położna do kąpieli razem z butlą gazu. Wyszłam z wanny i przelewałam się Rafałowi przez palce. Przez duszność i gaz kompletnie opadłam z sił a skurcze były co 5 minut i trwały nawet ok 2 minut. Położna w końcu podała mi jakiś zastrzyk po którym złapała mnie senność. Wybudzały mnie tylko kolejne skurcze. Oboje z Rafałem po tylu godzinach wykończeni. Kiedy tak przysypiałam Rafał pojechał do domu. Znajoma powiedziała mu, że jeszcze nie prędko urodzę więc myślał, że chwilę się zdrzemnie. Kiedy już go nie było.. jeden skurcz przetrzymałam, drugi - przetrzymałam, po trzecim stwierdziłam, że dzwonię po położną. Już nie mogłam wytrzymać.. Czułam jak już mały się przeciska. Pędem zawieźli mnie na porodówkę. Położne pytały się gdzie mój partner.. powiedziałam, że pojechał do domu. Trzymałam telefon w ręku.. na sali porodowej dzwonię do Rafała - nie odbierał. Za chwilę na szczęście oddzwonił.. Mówię "Rafał, ja już rodzę.. jestem na porodówce". Przyjechał w ciągu 15-20 minut, ale ja już zdąrzyłam urodzić Norbercika
:). Rodziłam go 12 minut. Miałam farta, gdyż położna okazała się polką zatem było to dużym wsparciem. No i wszystko rozumiałam co do mnie mówiła. Nacięła mnie lekko więc mam tylko 2 szwy.
Wszystkie przejścia porodowe Rafał uwieczniał aparatem i miło się ogląda te zdjęcia.. nawet te kiedy ze skurczami nie dawałam sobie rady. I uwierzcie mi ten ból się szybko zapomina :)
Zatem lekkich porodów Wam życzę i nie przerażajcie się nim. Ja byłam pozytywnie nastawiona bo byłam ciekawa jak to jest rodzić więc może i Wy tak myślcie.
[ Dodano: 2007-12-27, 02:06 ]No i dzięki za gratulacje a fotki wstawię przy okazji
Dziękuję za uwagę