mamaJulci, swietny opis, to może i ja napisze
16 lutego obudziłam się z bólem, spanikowałam i przed południem pojechałam do szpitala, wydawało się ze to już właściwe skurcze. Podłączono mnie do KTG, lekarz powiedział ze jeszcze kilka dni na pewno pochodzę z brzuchem , bo rozwarcia niemam i wykaz nie wskazuje na skurcze porodowe, położna na wszelki wypadek powiedziała ze wypełni kartę żeby później w pośpiechu nie wypełniać. Pamiętam jeszcze gadałam z Elviską , ona wtedy leżała w szpitalu.
Pojechałam dodomu, wtedy był tłusty czwartek bo jadłam jeszcze pączka.
Cały dzień odczuwałam te skurcze, wieczorem już były nie do zniesienia, no i byłam sama ,bałam się . O 23 pojechałam do szpitala, tym razem mnie już przyjeli, miałam rozwarcia tylko 1 cm .
Leżałam na sali porodowej na 2 łóżka rozdzielone samo zasłonką , na tym drugim dziewczyna która przyjęli razem ze mną, miała 22 lata i trzeci poród. Po 10 minutach wola ona polozna ze rodzi, i po minucie usłyszałam płacz dziecka. No to myślę teraz i moja kolej. Ale nie, dostałam czopek na rozwarcie, lekarz przebadał mnie jeszcze raz i poszedł, jak się okazało – spać, bo zdecydował ze nie czas na mnie jeszcze,
A ja umierałam z bólu (znieczulenia nie chciałam, bo więcej bałam się tego ukłucia w kręgosłup). Cały czas stałam nad zlewem i wymiotowałam, skurcze co 3-4 minuty i dalej nic. Była piłka, położna mówiła żeby usiadłam na niej , a ja normalnie się brzydziłam.
No i tak męczyłam się, dostawałam jeszcze kilka czopków na rozwarcie i nic, a maluszek tak napierał, nie do wytrzymania, O 5 odszedli mi wody, na szczęście czyste. Dostałam kroplówkę , ale już byłam słabo świadoma, zaczęłam krwawic, pamiętam rożnych lekarzy, położne, które zaczeli wokół mnie biegać, wtedy się wystraszyłam, zrozumiałam ze cos się dzieje. W końcu tego lekarza obudzili, zaczął krzyczeć ze dlaczego go nie zawołali ,trzeba już dawno robić cesarkę. Podłączyli do jakieś aparatury, a ja tylko modliłam się żeby cieli nawet na żywca, nie wiem co chcą niech robią tylko ratują dziecko. Traciłam świadomość, przerażało mnie ilość lekarzy, bałam się ze cos jest nie tak, ale nie miałam siły wydać z siebie dźwięku, zapytać co się dzieje, lekarz naciął mi krocze a położna naciskała na brzuch, za trzecim razem maleństwo wyszlo,o 6.55. prawie od razu usłyszałam cichutki pisk, myślałam ze dziecko głośniej płacze, położono mi na chwile na brzuch, tak moja kruszynka spojrzała na mnie oczkami, nawret teraz jak to wspominam to rozczulam się, noi zabrali go badać, a mnie zszywali. Dostał 9 punktów , bo bardzo naciskał główka i miał zniekształconą,
Ale się rozpisalam, to teraz w krotce, dokoncze. Po poludniu dostalam duzego krwotoku, i badania morfologiczne były nie dobre, i jeszcze przez dobę bylam podlaczona do kroplowek, nie moglam podniesc nawet glowy. Malego dostalam dopiero na nastepny dzien po poludniu.
Wponiedzialek już wypisaly nas do domu.
Również jak i Katelajdka przezylam baby blues. Wroczylam do mieszkania gdzie nikogo nie było, balam się dotknac dziecka , a zblizal się wieczor i musialam go wykąpac,
Czulam się ciagle slaba, nien mialam mleka, musialam dziecko karmic sztucznym, ciagle plakalam, ale i tak się cieszylam ze urodzilam zdrowe dziecko.
Przez ten rok nawet nie wspominalam o tych przykrych rzeczach, dzis mi się przypomnialo. Cieszylam się kazdym dniem spedzonym z malutkim, on okazal się bardzo spokojnym dzieckiem ja nawet się martwilam dlaczego on nie placze, może tym mi pomagal, znajac ze jest mi samej ciezko.
Kocham Cie mój Synku calym sercem.