Z tymi szczepionkami wszystkimi to jest dosyć dużo problemu i nie chodzi nawet o samą szczepionkę MMR, ale w ogóle o szczepionki podawane niemolętom i małym dzieciom.
My narazie zaszczepiliśmy Jasiowi 2 szczepionki z listy, ale przed każdą się grubo zastanawiamy, a przede wszystkim to dziwimy się podejściu lekarzy i placówek związanych ze służbą zdrowia w twierdzeniu, że szczepionki to dobro absolutne i dyskusji nie ma. 'Najwyżej dziecko zapłacze 30 sek i po bólu - czego się tu bać' - taka była odpowiedź lekarza, jak zapytaliśmy o możliwe niebezpieczeństwa związane ze szczepionkami, przeglądając wcześniej dostępne w internecie opracowania.
To czego przede wszystkim brakuje to tak jak napisała
eve.ok porządnej dyskusji na ten temat, niemydlenia ludziom oczu.
Ostatnio akurat natrafiłem na
post mamy dwójki dzieci (z Australii) (z Australii, po angielsku), gdzie opowiada ona o swojej przyjaciółce - położnej przy porodach domowych, doktorze nauk medycznych, która pracowała dla Państwowego Ośrodka Badań nad Szczepieniami w Australii (National Council of Immunisiation Research in Australia). Dokładnie zajmowała się tam badaniami nad wiedzą, podejściem i praktykami lekarzy, jeśli chodzi o szczepienia. Powiedziała, że wiedząc wcześniej, to co wie teraz, nigdy nie zaszczepiłaby swoich dzieci. Cel szczepień jest głównie nastawiony na to, by nie przeciążać systemu zdrowotnego chorymi, a nie na to, by poprawić zdrowie swoich obywateli i chronić ich przed chorobami.
Cytuje to dlatego, bo myślę, że dyskusja nad podejściem lekarzy do szczepień jest więcej niż potrzebna.
A poza tym ciągle zastanawiam się po co szczepi się dzieci na takie zwykłe choroby jak różyczka, świnka? Przecież dziecie zwykle przechodziły je bezproblemowo, a to dawało ochronę przed powtórnym zarażeniem na całe życie. Szczepionka takiej ochrony nie daje więc, kiedy dziecko będzie już osobą dorosłą będzie narażone na zarażenie chorobą, która u dorosłych przebiega dużo poważniej. Sprostujecie, jeśli coś myśle nie tak? Bo nie jestem pewien.