mam nadzieje że mogłam
Mogłaś, pewnie, że tak !!!!
OTO OPIS:
No to rano 2 czerwca zaraz po wstaniu z łóżka coś mnie tak pobolewał brzuch, ale u mnoe to zdarzało się często więc nic z tego sobie nie robiłam, ale taka jakaś nerwowa byłam, a to zaglądałam do torby a to coś pakowałam a to wykładałam i tak mi jakoś leciało... i raz mnie tam łupneło z tym brzuchu silnej, że aż się wystraszyłam i powiedziałm o tym T. i mojej mamie i ogolnie stwierdzili, żebym poszła do mojego lekarza tak na wszelki wypadek, potem przyszła moja siostra z dzieciakimi i też tak powiedziała no i dla świętego spokoju poszłam ...I dobrze. Zaraz jak przyszłam patrzy mna mnie i mi mówi: A poni co tu jeszcze robi? No to ja mówię, że mi wszytsko przeszło ,tylko od czasu do czasu mam taki skurcze i przyszłam sie przebadac dla peności. No to mnie zbadał i stwierdził, że rozwarcie na 6cm i nie ma na co czekać, że najpóźniej do jutra musze urodzić, bo może się przy takim rozwarciu infekcja jakaś wdać... No i zaproponowałm masaż na wywołanie skurczów, ale że od rana już je miałam tylko lekko coś pomajstrował i już się coś zaczęło powoli dziać. Kazał mi wypić ojelek ..tak jak wam to pisałm wszytsko się działo ... No i się zaczęło ... Jeszcze ok. 23 romawiałm an gg z Agą (lutówka), ale bardzo mnie juz bolało, więc nie czekaałam dłóżej tylko pojechałaliśmy do szpitala... W szpitalu byliśmy o 24:30 i już od progu zostaliśmy niemile przywitani w rejestracji
Ale to jakoś jeszcze spoko było, kazali mi się przebrac i jakiś pan zaprowadził nas na porodówkę no i to juz był koniec przyjemności! Na swoje nieszczęście rodziłam na całą porodówkę tylko ja
, położnych było 5
A że je obudziłam z wspaniałego snu było bardzo nieprzyjemnie ... Od progu na mnie nakrzyczały, że po co po nocy przyjeżdzam a dokłądnie brzmiało to tak: Od kiedy ma pani skurcze? No to ja mówię, że od ok. 17 stały silniejsze, ale nieregularne a dopiero o 23 regularne. A położna mi mówi: No tak, skurcze od 17 a najlepiej przyjechać w środku nocy ludzi budzić !!!!!!! Ja juz nic nie powiedziałm, tylko siedziałam cicho ... Podłączyła mnie do KTG -popsutego zresztą, bo nie pokazywało skurczów- a mnie juz tak boało, że byślałam, że wykituje..ale nic tzrymałam się dzielnie. Po badaniu na którym przez bitą godzinę leżałam sama przyszła babeczka, odłączyła mnie i sobie poszła bez słowa, nie było żywaj duszy ,nic... tylko ja w sala porodowa... Nie zrobili mi ani USG, ani nawet brzucha mi nie dotknęli ... No tak minęły 3 godziny w samotności, w męczarniach, bo skurcze już od 3 miałam co 3 minuty a przerwy jakoś krótkie strasznie między nimy, pomyślałam sobie, że urodze pewnie sama i się uśmiechnęłam (jeszcze nie wiedziałm ,że prorokuje sobie
), nikt do mnie nie przychodził, ja od czasu do czasu wołałam połozne, żeby na mnie popatrzyły bo mi się słabawo coś robiło, ale coś ty ..nikt nie przyszedł ... No i tak mięło 4,5 godziny i wołam połozne, że juzza chwile będę rodzić, bo czuje parcie ..Nic, wołam drugi raz, trzeci ..nic..czuje skurcz ... staram sięn nie przeć, z trudem krzycze : JA JUŻ RODZE !!!!! Nic .....
Ale po kilku sekundach zjawia się wkurzona położna i się pyta co się wydzieram, a ja nie miałm siły mówić bo kolejny skurcz miałam party więc parłam ...
Po skurczu mówię, że juz rodze a ona się uśmiechnęła i niby zbadało, powiedziała, że mam się nie wyglupiać, bo do rodzenia to mi jeszcze daleko i sobie poszła..tyle je widziałm!!!!!!! No to sobie myśle, że to może wcale nie parte mam tylko
kupe mi się chce ..ostatniem prawie sił poczłapałam do kibla a to znów parte i czuje, że mi krew leci, dotykam krocza a tam mi główka już wychodzi
zaczęłam krzyczek ,że rodze, rodzie, rodze... nikt nie przychodził, wdrapałam się na fotel resztkami sił swoich, znów między skurczami wrzasknęłam, RODZE JUŻ !!!!!!!!!!!!! ale znów nikt do mnie nie przyszedł i w dwuch partuch skurczach urodziłam swoją córeczkę Martusie sama, samiusieńka tak jak palec ... Ale malutka nie płakała, tak bardzo się bałam, tak bardzo, że ja strace... Nachyliłam się i zrobiłam jej na ciałku Krzyżyk ... I zaczęłam błagać o pomoc, żebye m idzieciątko ratowały chociaż, nie mnie... RATUJCIE DZIECKO, RATUJCIE MOJE DZIECKO .. No i pwolnym krokiem wchodzi położna, stanęła, podparła się pod boki i krzyczy na mnie, co to ja zrobiłam !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Mi po policzkach leciały łzy, czujłam się taka bezsilna...POwiedziałm, że urodizłam dziecko ... Ona już nic nie woeiudziała, tylko zawołała resztę ekipy..przyszły...Pooglądąły mnie, ucieszyły, że znów mniej roboty, bo byłam "cała" jak to określiły", urodiząłm sama, tak jak mi instynkt nakazał, bez draśnięcia krocza ... fajnie no nie? No i podeszła do mnie położna, wbiła na oślepi igłe ( do teraz mam całą rękę zapuchłą) na wywyołanie skurczy żeby urodzić łóżysko ... i tak oto skończyła się moja przygoda... eh ..
Smutne to ..ale prawdziwe...Tak się cieszę, że Martusia jest przy mnie... Tak się cieszę... A mój T. nie może sobie daworać, że pozwolił się wywalić z porodówki, bo miał prawo tam być do czasu porodu ... bez względu na wszytsko miał prawo a one go wywaliły ... Przeprosił mnie za to, że nie chciał, żebym była sama w takim mimencie..ale ja to wiem ...!
Tylko się nie bójcie..nie moze juz być gorzej niż ja miałam ...
Jak przyjedzie mój mąż i uspimy dzieciaki i będę miała siłe to zarz zdjecia zapodam i poczytam co u Was, bo z dwójką maluchów to troche trudno tak na początku ... Ale jak się uporam z planem dnia to wsio opisze o obiecuje zaglądac częściej!
Aż mnie korci przeczytac co u Was, ale obowiazki macierzyńsko-domowo-gościnne mnie wzywają..Czas gości się zaczął i nowecek ..Rozumiecie ...