witajcie.
no to opisze ten porod poki malenka spi i zanim ja sie poloze bo plecy nieznosnie nawalaja.
okolo 00:45 zaczely saczyc mi sie po troszku wody, jedno wielkie tąpnięcie w brzuchu jakby cos peklo i chlup.
wytrzymalam do rana, bo wolalam ten okres spedzic stanowczo w domu i pod prysznicem niz w szpitalu, gdzie i tak sie nameczylam.
do szpitala dojechalismy z moja mama i tata okolo 7 i tam sie dopiero zaczelo. kolo 9 zadzwonili po Macka ktory przyjechal szybciutko i bardzo mnie wspieral, po prostu idealnie jak sobie moze wymarzyc kobieta!
najgorsze co mnie spotkalo to bole krzyzowe ktore do konca porodu tylko sie nasilaly, chodzilam po scianach nie wiedzialam czy bardziej boli mnie brzuch czy plecy.
rodzilam w 3 pozycjach, najpierw normalnie na plecach, potem w kucki i na koncu na boku bo sie malenka tak ulozyla jakos. dziwnie sie wpasowala w kanal rodny i ma male wybroczynki na czole i malenki wylewik do spojowki ale to niegrozne tykko musimy isc zbadac.
w koncu akcja bardzo przyspieszyla, gdy juz nie mialam sil zupelnie i bialo robilo mi sie przed oczami (po 1,5 godziny snu w nocy i ostatnim posilku o 19 dzien wczesniej), - bo malenkiej sie troche owinela pepowina wokol szyjki, dlatego dostala 9 pkt Apg, bo byla troszke sinawa. no i przez to musieli nacinac mnie troszke bo mala nie chciala wyjsc a musia ai to szybko. urodzilam ja o 13:30. wiec troszke sie tam nameczylam.
lozysko bylo niekompletne, wiec czekalo mnie łyżeczkowanie i to szycie ktorego juz prawie nie czulam. M. przecial pepowine i byl ze mna az do chwili lyzeczkowania gdy go wyprosili.
Jestem z nieg bardzo dumna, nawet jak krzyczalam kilka razy sie poplakal jak widzial ten ból na mojej twarzy. Kocham Go i naszego skarbenka.
Ale nie wiemc zy sie zdecyduje na drugiego dzidziolka
