oj dziewczyny u nas masakra... juz wam opowiadam...
Julia od wczoraj mi gorączkuje, cały czas jest na Nurofenie, myslalam ze to z ząbkow, bo jej 3 wychodzą, ale dzis mi ten jej stan jakos nie dał spokoju wiec wybrałam sie z nia do szpitala na kontrole. Cały dzien mi dosłownie nic nie je dlatego sie zmartwiłam. Zachodze z nia do tego szpitala, a lekarz na mnie z japą czemu ja wczoraj nie poszłam z małą do przychodni, bo szpital to nie jest przychodnia! ja zdziwko, ale byłam miła z mysla ze chociaz diagnoze jakas postawi. Posluchała ją, zajrzała do gardła- a tam meksyk
zapalone całe. Przepisała mi recepte i mowi mi jeszcze tak: prosze sobie kupic cos na gorączke, bo bedzie gorączkowała a w pon do swojego lekarza prosze sie udac. Podziekowałam i wyszłam. Zachodze do apteki a ta pinda przepisała mi zwykle witaminy
jak ja mam takie zawalone gardło podleczyc do poniedziałku za pomocą takich witaminek? Paranoja! Czy to jest lekarz? Pediatra na dodatek? Czekam az maż wroci ze szkoły i jedziemy jeszcze raz wojne robić... najchetniej bym juz wogole tam nie jechala, ale ten prywatny lekarz do ktorego chodzimy na wylaczony telefon- pewnie ma urlop... i tak moje dziecko musi sie meczyc
brak mi słów.. naprawde