cześć dziewczyny...no i jestem...
zabieg miałam w środę. fizycznie czuję się rewelacyjnie. cały czas był ze mną mój ukochany pan doktor - robił mi przedzabieg i sam zabieg - w narkozie, więc z bólu fizycznego nie czułam nic...podejście personelu - też nie narzekam, ogólnie było całkiem znośnie, a tego najbardziej się obawiałam..
psychicznie też się jakoś trzymam...
czasami tylko...mijając jakiś wózek z noworodkiem...ehh...
póki co - żadnych maleństw...chcę wrócić jak najszybciej do pracy i zatopić się w niej, żeby zapomnieć. no i Jaguś... - najlepsze lekarstwo
majorowa trzymaj się kochana
wierzę, ze dobrze będzie, bo dziś z perspektywy czasu wiem, ze ta wiara jest najważniejsza - z Jagą mi jej nie brakowało (brałam wtedy duphaston w sumie przez jakieś 6 m-cy + kaprogest, fenotreol - one nie szkodzą maluszkom ), a teraz...
moniś wiesz najlepiej, co we mnie siedziało..intuicja, przeczucie? jakoś łatwiej mi było dzięki temu przez to przejść...tak jakby tak właśnie musiało być...dziwne
dziękuje Wam dziewczynki za te wszystkie ciepłe słowa... :ico_buziaczki_big:
[ Dodano: 2008-07-27, 14:35 ]
Najważniejsze...czekam wprawdzie na wyniki histopatologiczne, ale maleństwa były najprawdopodobniej zupełnie zdrowe...i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie krwiak...
Marcin rozmawiał z lekarzem - po prostu mam taką predyspozycję organizmu do tych krwiaków. Ponoć tworzą się samoistnie u każdej kobiety w ciąży, ale nie wiedzieć dlaczego u niektórych po zagnieżdżeniu jaja nie znikają, wręcz przeciwnie...