
Jestem, melduję sie rozpakowana

Wróciliśmy ze szpitala w środę po południu. Malutki czuje się juz dobrze, chociaż w szpitalu dostał żółtaczki i dwa dni leżał na fototerapii w inkubatorze. Cały czas musiał mieć oczka zasłonięte specjalymi goglami, serce mi się krajało, mój M. jak go tam zobaczył to ze łzami wyszedł od razu ze szpitala...nigdy nie widzialm go takiego zatoskanego. Na szczescie było minęło.
Poród miałam w miarę lekki i nawet szybki. O 16.00 poczułam pierwszy skurcz, następne by






I tu sielanka się skonczyła.Okazało się, ze mam przyrośnięte łożysko...i tu się zaczęło....najpierw czekali aż samo wyjdzie...gnietlli mnie niemiłosiernie... po pół godzinie dostałam krwotoku... ciśnienie zaczęło mi spadać, czułam jakbym opadała z sił,mdlała, okropne uczucie. Szybko wbili mi drugi wenflon i zaczęli szykować mnie pod narkozę żeby wydobywać go ręcznie.Przyszła położna, zaczęla mnie uspokajać, kazała się rozluźnić i nagle łożysko wyszło. Wstrzymali podawanie narkozy bo ponoć już nie było potrzeby. Za to lekarz(od siedmiu boleści, przeklinam go) zacząl łyżeczkować mnie na żywca. Miało to potrwać "chwilkę" a rwał mnie ponad 40 min, gdzie jęczałam z bólu, jakieś studentki mnie trzymały a położna miała taką minę..przerazenie wymalowane na twarzy, zresztą jak i cała reszta.Lekarz kazał co chwila spokojni lezeć, a połozna ku ogolnemu zaskoczeniu wkoncu ryknęla na niego, ze i tak jestem spokojna na to co ze mna wyczynia

Teraz próbuję się zorganizowac z moją dwójką dzieci. Zuzia na szczęscie zaakceptowała brata, całuje go, przynosi zabawki, wyrzuca pieluszki

Narazie nie byłam z nimi sama dłużej niż 4 godziny, po jutrze mam zostać z nimi sama. Dostałam w prezencie elektroniczną nianię - wybawienie


Lecę narazie spać, bo padam i szczerze mówiąc nadal jestem osłabiona, mam anemię i trochękiepsko ogólnie sięczuję,ale staram trzymac się dzielnie. Jutro może uda mi sie wpaść to jeszcze poopowiadam trochę






