Ja mam przyjaciela, którego znam z liceum. W zasadzie w szkole byliśmy znajomymi z jednej paczki. Na studia oboje wyjechaliśmy do krakowa i przez czysty przypadek zamieszkalismy jakies 10 minut od siebie. I w sumie teraz sie wykazał. Pomagał, pogadał, a w sytuacji kryzysowej jak Marek pojechał do Sosnowca, ja miałam egzamin przyjechał dzien wczesniej od rodziców i został z Lenką. Może nazywanie go przyjacielem jest jeszcze trochę na wyrost, ale wiem, że mogę na niego liczyć.
I nie ma żadnego problemu z Markiem z tego tytułu bo oni się bardzo lubią
[ Dodano: 2008-09-16, 20:47 ]
Czytałam wczesniejsze posty i stwierdzam: To zależy
P. w ogole nie jest w moim typie, ja jego tez nie, czasem mi imponuje bo jest naprawde bardzo sumienny, opiekunczy i pomocny i duzo zalet, ale nigdy do glowy mi nie przyszło, zeby chciec czegos wiecej. Mysle, ze najwazniejsze sa intencje, u nas to jakos samo wyrosło, jezeli do kogos podchodzi sie z mysla "bedziesz moj, a jak nie bedziesz chcial to bede ci nadskakiwac, az bedziesz nazywac mnie przyjacielem" to jest bez sensu i moze doprowadzac do zbednych nieporozumien.
[ Dodano: 2008-09-16, 20:52 ]
Dobra przeczytałam cały watek i stwierdzam: Zalezy od tego czy przyjaciela sie szuka, czy przyjazn jakos sama wyrasta.