Hej dziewczyny!
Jak to dobrze, że oprócz grudniówek mam jeszcze Was - czerwcówki moje kochane... po tej tragedii, która przydarzyła się Karoli nie jestem w stanie tam pisać, dzielić się swoją radością. Z resztą - myślę, że to by było niestosowne. A ta radość we mnie jest, mimo wszystko, choć po tym co wczoraj przeczytałam tak mnie zmroziło, że po prostu brak słów... Ech, życie bywa okrutne i niesprawiedliwe
----------------------------------------------------------------------------------------------------
U nas wszystko ok - jest lepiej niż się spodziewaliśmy - tzn Weroniczka grzeczna, ładnie śpi problemów z karmieniem nie mamy. Ja czuję się rewelacyjnie - zdecydowanie lepiej niż po pierwszym porodzie, choć i wtedy źle nie było. Niemniej jednak teraz obyło się bez nacinania krocza, więc pewnie dlatego tak jest.
Jak na razie problemem jest reakcja Helenki ... wczoraj obraziła się na mnie i tuliła tylko do taty a jak karmiłam Weroniczkę, to chciała Ją odciągnąć od piersi. Jesteśmy jednak dobrej myśli, bo jak Weroniczka płakała to Helenka się denerwowała, mówiła "am" i pokazywała na cyca Poza tym próbuje okrywać Weroniczkę pieluchą. Z drugiej strony dziś podczas wizyty położnej środowiskowej kiedy trzymałam Weroniczkę, Helenka chciała tez do mnie na ręce (przynajmniej już nie jest na mnie obrażona), a ponieważ nie mogłam Jej wziąć, schowała mi się pod sukienkę . Myślę jednak że to kwestia czasu i Lenka się przyzwyczai do siostrzyczki. Bardziej teraz martwi nas to, że Szpak znów podziębiony
Co do porodu - to tak jak napisał Krzyś - był ekspresowy, choć wcale się na taki nie zapowiadał... i przez to mój mąż prawie przegapił narodziny Weroniczki, a ja w najgorszym momencie byłam bez Niego - co prawda położna była świetna, ale brakowało tej najbliżeszj osoby.
Do szpitala dojechaliśmy przed 16, o 16 ktg. Położna odczytała zapis i powiedziała, że z porodu dziś nic nie będzie, że skurcze za słabe, mąż może jechać do domu a mi moga podać leki na wyciszenie. Odesłałam więc Krzysia do domku tak ok.18, ale na żadne leki się nie zgodziłam (na szczęście, bo to by mi dopiero wydłużyło poród). Przed 19 nastąpiła zmiana kadry medycznej i ta właśnie fajna położna po zbadaniu mnie powiedziała, że oczywiście, że dziś rodzimy. Uf! Dała mi zastrzyk na przyspieszenie akcji (po tym to naprawdę zaczęło boleć!) i mówi, że za 2 godz urodzę. Myślałam, że babka żaruje, ale zapytałam czy mam juz po męża dzwonić, bo na razie to on usypia córeczkę. Położna spytała o której córeczka zasypia, ja na to że ok 20.30 a ona do mnie, że o tej porze to może z szampanem przyjeżdżać. Miała rację - na szczęście Krzyś zdążył - wpadł gdzieś ok 20, kierując się moim wrzaskami ("ja już nie chcę"; "ja stąd idę" etc) wbiegł na salę porodową i tak mnie zmobilizował do parcia, że 10 min po tym Weroniczka leżała na moim brzuchu . Happy end a raczej beginning hehe.
Stwierdzam jednak, że drugi poród choć szybszy to bardziej bolesny był... a może zapomniałam po prostu jak to boli. Sama nie wiem... dobrze, że już po, ja czuję się jak napisałam super, wrócił mi power i ogólnie cieszę się, że nie mam już wielkiego brzucha a za to mam cudną córeczkę
Oki, to by było na tyle Jeśli dziewczynki się nie zbudzą to postaram się jeszcze wgrać jakieś fotki na fotosika i pokazać Wam Weroniczkę. No i chciałabym poczytać co u Was