Ja chodziłam prywatnie do lekarza i rodziłam w szpitalu gdzie on też jest. Często jest tak że dziewczyny wybierają świetnego lekarza a później w szpitalu zostają same bo on nie pracuje w szpitalu, więc zwróćcie uwagę i na to.
Ja miałam termin na 1 stycznia i 3 pojechałam na dyżur do mojego do szpitala bo tak się omówiliśmy, że jak nie urodzę to mam się zjawić. Zostawił mnie, bo miał ostatnie wolne łózko na sali, była to środa wieczorem. Następnego dnia rano obchód, później mnie na badania w między czasie mój przychodził pytał się co i jak. Dziewczyny krzywo na mnie patrzyły, bo nie które leżały tam już i dwa tygodnie i nic.... ale nie miały swoich lekarzy. Nawet powiedziały do mnie, że widać że chodziłam prywatnie bo lekarz chodzi koło mnie, a one musiały czekać na decyzję ordynatora. A nasz ordynator to tylko na kasę czeka
W piątek dostałam balonik, piątek minął , sobota też a ja dalej nic
w niedzielę mój zadecydował że wyciągamy balonik a jutro dostaję kroplówkę na wywołanie. Coś koło 11 w poniedziałek dostałam kroplówkę, później drugą i dalej nic. Mój lekarz skończył pracę poszedł do domu, ale praktycznie co godzinę dzwonił na porodówkę i pytał o "swoje dziewczyny" I tak spędziłam sobie 16 godzin na porodówce, na sale nie mogłam wrócić bo już łóżko zajęte. Wtorek rano godzina 8:20 Marti przyszła na świat przez cc
Ja nie dałam żadnej kasy. Dopiero po tym jak już mnie wypisali i poszłam do swojego na ściągnięcie szwów dałam mu koniaka.
Tak wygląda nasza historia.