a jeszcze wam napiszę jaki miałam ubaw z mojego męża
Joasia od wczoraj miała w nosie suchego gila i za nic nie mogłam go wyjąć tak się przykleił i wysechł bleeeee wymyśliłam więc że psiknę jej do noska wodę morską i rozmięknie ale nie mogłam tej wody znaleźć, potem o tym zapomniałam i wyszłam do pracy. W ciągu dnia mój mąż to zobaczył i dzwoni do mnie , co to jest w nosie Joasi może to kleszcz!!!!!!!!!!!!! i co ma robić - no to mu powiedziałam , że to nie kleszcz i ma jej psiknąć wodą morską. Wieczorem podczas kąpieli zajrzałam Małej do noska i tego gila naprawdę nie było, a dziś rano znowu był i znowu suchy
a mój mąż tak się zdenerwował , powiedział, że on już wczoraj wiedział że to kleszcz i natychmiast musimy iść do lekarza
no to mu powiedziałam że jak chce to niech idzie sam bo ja z gilem do lekarza nie idę
I wziął Joasię na ręce i poszedł
ja tylko jeszcze na drogę psiknęłam jej do noska tą wodą. Potem ubrałam się, wzięłam wózek i psa i poszłam po nich do przychodni, żebyjuż dalej razem iść na spacer - i już przy sklepie słyszałam jak Joasia się drze
więc dlatego weszłam do środka i oczywiście się okazało, że pielęgniarki wyjmowały Joasi tego gila a że nie chciał wyjść to dlatego mała się tak darła. I oczywiście śmiały się z mojego męża , że przyszedł z "kleszczem" w nosie
a jemu naprawdę nie było do śmiechu, bo powioedział że woli dmuchać na zimne po tym jak jego znajomy umarł po ukąszeniu kleszcza