Nadeszła sroda, 22 pazdziernika. Do terminu zostalo nieco ponad dwa tygodnie. Od rana mialam mdlosci, gorzej niz na poczatku ciazy.
Na 16 idę poprowadzic kurs dla doroslych. Super, to juz przedostatnie zajęcie. Jeszcze tylko piątek i koniec z kursem
Wracam do domku koło 19, wieczor jak wieczor, kolacja, kąpiel. I spako, ach, jak ja kocham spanko
Ale o 23 siusiu lecę, jakos mi mokro. I dalej spanko. Powtorka z rozrywki o 1 w nocy, ale bardziej mi mokro. Lece siusiu, wracam do cieplego łóżeczka. Leżę, leżę hmmm. Znowu do lazienki. i........... chlust
-P, chyba musisz wstac.
Cisza.....
-P. Wstawaj, chyba już
-A nie możesz poczekać do rana????? (PS. skąd oni biorą takie pytania??????)
Probuje się dodzwonic do gina, ale sie wypiął
Mam stracha. Wpycham do kospetyczki ostatnie drobiazgi, bierzemy juz wczesniej spakowaną walizę i zamykamy w domu nieco zdziwionego kota.
Pierwsze schody = pierwszy skurcz
Idę powoli. Wdrapuję się do naszego dzielnego samochodu i juz jedziemy. Przed nami prawie godzina drogi, Jest ciepla jesien, mam tylko polar. Mąż odlicza skurcze, są łagodne, do zniesienia. Nie jest zle.Ale są co minute. Na szczecie przerwy miedzy skurczami sie wydłużają. Jedziemy dzielnie. Nareszcie jestesmy a miejscu. Izba przyjęc, papiery i takie tam. Mam dobry humor, staram sie byc dzielna. Na izbie pytam o porod rodzinny, choc moj m nie jest przekonany. Ale jak był przy poczęciu to i ma byc przy porodzie, bo sama nie dam rady, Troche go zmuszam do tego ale bardzo sie boje.
Jedziemy windą na gore, siedze na wozku. Glupio mi tak siedzien na wozku. Przeciez dobrze sie czuje. No nic. Wjezdzamy nasalę, wysokie łozko, nie wdrapie sie. Maz gdzies zaginął po drodze. Lekarz bada- 3cm. Idę siusiu, prysznic. Mam żal, że nie mogę poskakać na pilce i poprzeiągać sie na drabinkach
Patrze na zegar. 3.30. maz sie znalazl- ubieral fartuch. Podlączyli ktg. Leże i marudze. Maz trzyma mnie za reke. Polozna pyta czy chce znieczulenie. Ale ja chce poczekac z zastrzykiem do 4. Zastrzyk dziala okolo dwu godzin. A jak bede rodzic dluzej???????? Co wtedy??????
O 3.50 błagam juz o ten zastrzyk, dostaje go. Po zastrzyku vomituje. Brrrrr.
- kochanie, niestety nie pojadę jutro na ten przegląd samochodu- mowie do lubego
Leże na lewym boku, tak mi lzej. Mąż trzyma mnie za lewą rekę. Na zegarze 4.20. troche mi lżej po tym zastrzyku. O 5 sprawdzaja- 8 cm. RODZIMY- Krzyczy położna. Jestem przerazona. M podaje mi wode malymi lyczkami i trzma za kolano. 4 parte skurcze- jest główka- dziwne, nic mnie bolalo, jedynie te skurcze. Ostatni skurcz- czuję jak idzie. Polozna nie kaze przec ale nie moge sie powstrzmac. Ostatnie parcie.......................
Godzina 5.25
Cisza.
nie płacze?????
KRÓTKA PĘPOWINA- slysze. Maz niestety nie przeciął.
Kładą mi na piersi rózowe malenstwo z krzywym noskiem.
-Boże- mysle- Jaki krzywy nosek, czeka ją operacja
Lezy tak cichutko i spokojniutko. Zabierają ją na wazenie i mierzenie. Maz idzie znimi, ja zostaję. W koncu slysze najpiekniejszy placz na swiecie. Jak ona pieknie placze
Nareszcie wywożą mnie z tej sali. Widze ich razem. Mąż tuli małe zawiniątko i tak sobie po cichutku siedzą. Siadam na łóżku. Obracam się na salę porodową.
SALA NR 13.
Taki był własnie najpiekniejsze dzien w moim życiu.