wiesz, juz chyba bardziej "raczkujacej" ode mnie to raczej ciezko znalezc, bo jak mowie - spadl na mnie dzis z rana grom z jasnego, bezchmurnego nieba no i z tego co zrozumialam, przy japoncu trzeba jednak brac leki na niedoczynnosc, zeby sie nie powiekszyla choroba i zeby przeciwciala nie rozwalily tarczycy... tudziez innych organowosita patrze na to co napisałaś i kompletnie nie kumam nic z tego
a dopiero "raczkuję" w mojej chorobie i na razie nie mam potrzeby łykania żadnych leków.
ja nawet nie mam pojecia, w jakim stanie jest moja tarczyca, nie mialam usg ani nic. na pon zapisalam sie do lekarza rodzinnego, moze cos mi powie o tej chorobie bo w sumie tylko na podstawie wynikow sama doszlam do tego, ze to ta a nie inna choroba. lekarz nie musial mnie przyjmowac, zrobil tylko wieeeeeeelka "przysluge" i zgodzil sie "rzucic okiem" na wyniki. wtedy jakos dziwnie od razu mnie do siebie zaprosil, dal recepte i kazal "natychmiast zaczac brac leki" ani nic nie wytlumaczyl, ani nie powiedzial o co chodzi oprocz tego, ze tarczyca zle funkcjonuje... i ze mam sie zglosic do lekarza rodzinnego i do swojego endo. a ze ja mam hiperprolaktynemie (usuniety guz przysadki), niedawno urodzilam dziecko i troche mi sie pochrzanilo w organizmie w ciazy (przyczepila sie moczowka i zaczelam nagle zle widziec) to endo mnie widzial dosyc czesto. podejrzenia niedoczynnosci byly czesto i to od wielu lat... ale zawsze hormony wychodzily ok. i to jest wlasnie ponoc typowe w hashimoto, ze choroba rozwija sie w ukryciu... zanim zaszlam w ciaze z sergio, sporo schudlam i w sumie nikt nie wiedzial dlaczego. obzeralam sie jak wariatka a jak tylko przestawalam jesc slodkie bulki (nie bardzo lubie slodycze) to od razu kilogramik w dol... lekarz - ze taki urok, bo ... hormony ok! badania zrobilam na kilka dni doslownie przed zajsciem maly urodzil sie pod koniec grudnia, w lutym badania i ... byly ok. stad nagly zonk i moje zdziwienie polaczone z szokiem niesamowitym z poczatku, a teraz - rezygnacja. po prostu kolejna choroba, kolejne leki - ale to nie jest wyrok, tylko W KONCU rozpoznanie choroby, moze nareszcie zaczne sie wysypiac, przestane warczec na meza i carmen, bede "przyjemniejsza" dla spoleczenstwa??? oby
i w sumie nie ma co wylewac lez nad rozlana woda, bo po prostu choroba byla od dawna, teraz jedynie wiadomo, co jest i co wazniejsze - mozna leczyc i zapobiegac rozwojowi.
musze jeszcze tylko poczytac o diecie, bo na ten temat to pustynia w mozgownicy kompletna ale juz ja widze diete... w zyciu na diecie nie bylam i raczej ciezko by mi bylo na taka przejsc... chyba, ze nie bedzie wymagala ode mnie zadnych zmian w jadlospisie
dobra, japoneczki, trzymajcie sie mocno