


nie wiem, może takie są jeszcze w Polsce realia - na Czerniakowskiej też lekarze i położne nie byli skorzy do wyjaśnien (np. co właśnie podłaczają mi w kroplówce, co mogę zrobić, żeby złagodzić ból, etc.) i generalnie odnosiłam wrażenie, że traktują nas taśmowo... Bez zbędnych ceregieli, badanie, zmiana kroplówek, badanie... bez słowa komentarza... Pamiętam swoje przerażenie cała sytuacją (sorry, nie rodzę dzieci co miesiąc... nie wiem co i jak...) i wlasnie tym olewczym podejsciem, ze bylam cala noc zostawiona praktycznie sama sobie...
ja myślę, że to wszystko zalezy od czlowieka... jedyna przyjaznie nastawiona osoba byla pani anestezjolog - naprawde zlota kobieta, pocieszala, tlumaczyla, zagladala, glaskala po reku...

reszta - do bani...
ale nie moge powiedziec, ze bylo tak tragicznie, jak u Ciebie...
ale jakto?? napisalas, ze przez 3 dni nie dostalas nic do jedzenia?? jak to mozliwe??
u mnie zarelko bylo calkiem calkiem...
ale tez nikt nie wpadl na pomysl, zeby pokazac mi jak przystawic dziecko do piersi, czy przewinac... po nocy na sali pooperacyjnej zawiezli mnie na poporodowa, ja bylam caly czas znieczulona od pasa w dol, wiec nie moglam nawet sie przekrecic na bok, a te psity przywiozly mi Zuzie w tym szklanym wozeczku, postawily obok lozka i sobie poszly... a ja - ani sie podniesc, ani nic, nawet jej nie widzialam, a co dopiero mowic o karmieniu...


na szczescie znieczulenie zeszlo i moglam juz sama sie nia zajac...
a jak poszlam ktorejs nocy zeby mala dokarmic, bo wydawalo mi sie, ze mam malo pokarmu, a Zuz sie darla non stop i budzila inne dzieci, to tak mnie polozna zlapala za piers i scisnela i tak poraniony juz sutek, ze myslalam, ze zycie skoncze...
no generalnie wszyscy robili laske...
