Awatar użytkownika
Agnieszka
4000 - letni staruszek
Posty: 4815
Rejestracja: 10 paź 2007, 10:47

22 wrz 2009, 22:08

larunia swoje się wymęczyłaś.Ja też myślałam że umrę parłam dwie godziny ale dziś już wiem że następne dziecko też urodzę naturalnie bo to najpiękniejsze przeżycie

aniaNes
Noworodek Forumowy
Noworodek Forumowy
Posty: 6
Rejestracja: 15 wrz 2009, 03:46

:/

23 wrz 2009, 14:12

Ja mam BARDZO niski próg bólu.. u dentysty obowiązkowo znieczulenie, w pierszym dniu okresu jadę na prochach, etc., dlatego myślałam, że nie obejdzie się przy porodzie bez znieczulenia. Myliłam się :-D Rodziłam 13 godzin i nie było tak strasznie, może dla tego że w myślach wyobrażałam to sobie dużo gorzej. Miałam kryzys gdzieś tak ok. 15.50 (urodziłam o 16.25) i już poważnie się zastanawiałam nad zzo, ale położna w chwilkę później oznajmiła: "jest 10 cm, rodzimy", no i mimo braku skurczy partych, w pół godziny poźniej miałam już w ramionach mojego synka.
Na dzień dzisiejszy wspominam tamte chwile z sentymentem i marzy mi się kolejny dzidziuś :-)
Jak sobie pomyśle o tych 10 cm to tez się strasznie boję. to dopiero 29 tydzień ale często w nocy śnią mi się różne sceny z porodu ( a jeszcze nigdy nie rodziła) to moje pierwsze dziecko.
Tylko mam traumę z pobytu w szpitalu bo 2 razy poroniłam...:( :cry:
Też chyba bym chciała żeby mąż był przy porodzie, ale boje się że może tego nie znieść psychicznie, czasami jak zrobi mi się słabo to on jest blady jak ściana i panikuje a co dopiero na sali gdzie jest dużo krwi itd....

Awatar użytkownika
izuś_85
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 9059
Rejestracja: 21 gru 2008, 21:25

28 wrz 2009, 13:33

odwazyłam sie i znalazłam czas aby opisać mój poród, ostrzegam ze będzie długo i szczegołowo :ico_oczko: :ico_oczko:

zacznę moze od tego ze było już po terminie kilka dni, moja ginka powiedziała zeby sie zgłosić na oddział przed weekendem więc postanowiłam ze nie bede długo czekac i pojade w czwartek 27 sierpnia bo nic sie nie działo a to czekanie :ico_olaboga: :ico_olaboga: same wiecie...
przyjeli mnie na oddział, zbadali, nic nie zapowiadało rychłego porodu, rozwarcie żadne... no wiec rano czekała mnie oxy :ico_noniewiem:
ale od północy zaczełam odczuwać skurcze, początkowo regularne ale mało bolesne, co 7 minut mniej wiecej... zaczełam je notowac kiedy stały sie na tyle mocne ze spać nie mogłam czyli około 4 rano... o 8.00 wzieli mnie na oxy no wiec zadzwoniłam Pzremkowi ze chyba cos ruszy :-D
po czym przyszła połozna, potem lekarka odpieły mi kroplówke i stwierdziły że te skurcze są za słabe, nie zapisują sie na ktg, rozwarcia nadal nie ma- 1 palec :ico_noniewiem: więc wracam na patologie ciaży :ico_placzek: :ico_placzek: i kazały czekać... cała noc nie spałam, przez skurcze zasnać nie mogłam nawet w dzień :ico_placzek: wieczorem przyszła taka miła lekarka i położna na zmianę i pomogły mi zrobić rozwarcie, powiedziały co mam robic :ico_sorki: :ico_sorki:

po godzinie chodzenia po korytarzu i parcia na kucąco rozwarcie ruszyło :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: nagle było 2,5 palca, wiec jeszcze wieczorem 28 sierpnia trafiłam na porodówke :ico_oczko: zadzwoniłam po Pzremka dopiero jak było 4 palce zeby znów nie wszczynać fałszywego alarmu...

skurcze stały się okropnie bolesne ale nadal były co 6-7 minut, nie umiałam powstrzymywać parcia, nie umiałam oddychac, byłam zmeczona bo 36 godzinach skurczy... nie miałam sił, Pzremek chciał mi pomóc przypominał o oddychaniu, a ja nie potrafiłam... byłam załamana, zmęczona i głodna, po kryjomu zjadłam kawałek rogalika mlecznego, niestety przy najblizszym skurczu zwróciłam go z płaczem :ico_placzek: :ico_placzek:

no i nadszedł moment 7cm rozwarcia, dowiedzialam sie po porodzie że to było to...
nagle ból nie do wytrzymania, robiłam sie sina i czerwona od parcia, cały czas chodziłam a gdy położna podpieła mi na chwile ktg błagałam z płaczem o cesarkę, chciałam uciec, bolało jak nic na świecie, krzyczałam ze chce do domu :ico_olaboga: :ico_olaboga: :ico_olaboga:

połozna bardzo mi pomogła, zrobiła mi bolesny ale skuteczny masaż szyjki bo z jednej strony sie nie otwierała, mówiła ze mam trudną budowę szyjki, jakąś podwiniętą, docierały do mnie te słowa pzrez ból ale nie potrafiłam sie na niczym skupic, po kolejnym masażu szyjki położna przebiła mi pęcherz płodowy i od tego czasu było mi łatwiej... nadal bolało, ale pomyślałam ze musze wreszcie urodzić, ze chce juz zobaczyć Moja Myszke

za oknem świtało... już 29 sierpnia... usłyszałam mamy pełne rozwarcie :ico_brawa_01: zaczeły się bóle parte, główka schodziła do kanału... w miedzy czasie przyszła inna położna, troche wredna szpryca, młoda i pyskata :ico_zly: :ico_zly: kazała przeć, powiedziała ze widzi juz główke i ... poszła :ico_szoking: :ico_szoking: ja byłam w szoku i nie chciałam przeć bez niej, bałam sie ze mała wyjdzie, wiec krzyczłam zeby przyszła

po chwili przyszła naszykowała wszystko i powiedziała "no to rodzimy"
powiedziała mi i Pzremkowi dokładnie krok po kroku co mamy robić, nie była zadowolona jedynie z tego ze mam takie słabe skurcze, ale powiedziała że dam rade jak sie wysile jeszcze troszke...

główka wyszła przy 12 parciu, Przemek bardzo ale to bardzo mi pomógł, wspierał trzymał głowe, trzymał za nogę i ręke, cały czas mówił do mnie, położna przecieła mnie bardzo nietrafnie, zszedł mi skurcz i czułam wszystko, prawie zamdlałam z bólu, na szczęście w miare szybko mnie ockneli i kazali dalej pzreć, poczułam wtedy jak Majka wychodzi :-D od razu usłyszałam głośny płacz, najpiękniejszy głos jaki kiedy kolwiek mogły usłyszeć moje uszy... i słowa połoznej "no malutka ale masz zdrowe płuca, krzyczysz jak Twoja mamusia" :-D

w tym momencie jakby wszystko stało sie mniej ważne, nie czułam nic oprócz wielkiej ulgi, takiego wewnętrznego ciepła, spojrzałam na Przemka -miał oczy we łzach i cały czas powtarzał jak bardzo mnie kocha... przecioł pepowinkę... nagle na moim pustym już brzuszku pojawiła sie nasza córeczka, taka piękna, cieplutka i rózowa, brudna troszke ale śliczna, przytuliłam ją mocno i wycałowałam, byłam taka szcześliwa :-D

Maja przyszła na świat 29 sierpnia o 7.15, dostała 10 pkt, ważyła 3400 i miała 57cm

od tego dnia nic nie jest juz takie samo jak przedtem, od tego dnia mój świat jest bardziej kolorowy :ico_oczko: :ico_oczko:
Ostatnio zmieniony 29 gru 2010, 18:01 przez izuś_85, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Tweety123
Mistrzu dwa tysiace!
Mistrzu dwa tysiace!
Posty: 2358
Rejestracja: 20 sie 2008, 08:08

28 wrz 2009, 19:05

izuś_85, piękne, zazdroszczę Ci naturalnego porodu, ja bardzo źle zniosłam moje cc i późniejszy połóg, jeszcze raz gratuluję :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01:

Awatar użytkownika
aga216
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5370
Rejestracja: 07 mar 2007, 18:39

29 wrz 2009, 10:45

ąz sie popłakałam :ico_placzek: pięknie :ico_oczko:

Awatar użytkownika
Kala ;)
Papla
Papla
Posty: 790
Rejestracja: 16 wrz 2009, 09:10

13 paź 2009, 20:57

izuś_85 gratuluję odwagi za opisik. Ja swój do tej pory miałam w "komplikacjach przy porodzie" ale go też tu wkleję :-)
aga216 ja też się popłakałam... :ico_placzek:
a najbardziej podobał mi się fragment:
słowa połoznej "no malutka ale masz zdrowe płuca, krzyczysz jak Twoja mamusia"
ciekawe czy u mnie też będzie podobnie, bo tym razem też jakoś mam dziwny strach...

[ Dodano: 2009-10-13, 21:00 ]
Witam wszystkie kobietki które już rodziły i oczekujące na narodziny pociechy.

Ja oczekuję narodzin już drugiego dzieciątka.

Pierwszego porodu nie wspominam różowo, wręcz przeciwnie.

Rozwarcie na 3 centymetry miałam już na 4 tygodnie przed planowanym terminem porodu i o dziwo z takim też rozwarciem trafiłam do szpitala.

Nikomu nie rzyczę rodzić w weekend, gdy na oddziale nie ma rzadnego lekarza.
Ja właśnie tak rodziłam. Z soboty na niedzielę. W sobotę o 21 godzinie odeszły mi wody, jeszcze w domu... Wzięłam prysznic i pojechałam do szpitala z cała wyprawką. Po badaniu, kiedy to pierwszy i ostatni raz widziałam lekarza (przez najbliższe 5 godzin!!!), lekarz stwierdził żę dopiero rano, po wizycie, około 9 zacznę rodzić. Mnie wydało się to dziwne, bo przecież już nie miałam wód... Ale z drugiej strony też ani jednego skurczu... Odprawiłam więc do domu (obecnie: byłego) męża i położyłam się do łóżka szpitalnego... Spokój przerwały skurcze które pojawiły się nagle około 00:20 i nawet nie wiem co ile one były bo miałam wrażenie że jeden przechodzi w drugi...
Poszłam do zabiegowego po położną, zmierzyła rozwarcie i nadal na 3cm, twierdziła że nie mogą mnie wziąść na porodówkę ale się uparłam bo na prawdę nawet chodzić nie mogłam, pełzałam na czworakach, mimo że chciałam chodzić, bo wiedziałam że spacery przynoszą ulgę przy porodzie...
Przygotowywali mnie więc do porodu, i heja na porodówkę. Zadzwoniłam w międzyczasie do (już byłego) męża. O 1 w nocy się zaczęło... Słabsze i silniejsze skurcze, masowanie krzyża i stóp, w końcu bóle parte, nacięcie krocza i...
... o zgrozo, położna zamiast siedzieć przy mnie, poszła w drugi koniec sali porodowej i wypisywała książeczkę zdrowia Szymkowi, jakby nie miała na to czasu później...
W końcu około 2:15 skurcze ustały i ja pełna obaw proszę położną o pomoc a ona zaczęła mnie wyzywać od panikary i kazała dalej przeć!!!
Na szczęście tylko raz zaparłam i kazałam (byłemu) mężowi biec po lekarza.
Wrócił z 4 lekarzami. 1 ochrzaniał położną, 1 siadł mi w kroku i czekał aż Szymuś wyskoczy a 2 pozostałych rzuciło mi się na brzuch i na 3-4 kazali przeć...
Dzięki nim po 2 parciach bezskurczowych Szymuś pojawił się na świecie...
Było już za późno na użycie kleszczy czy próżnociągu, o cesarce nie wspominając...

Miałam duże komplikacje przez położną a raczej przez jej niekompetentność.
Syn urodził się w zamartwicy. Fakt, musiał mieć podany tlen, ale na szczęście żyje.
Miałam tyle wód że Małemu zatkały się uszka wodami płodowymi, a lekarka przy wypisywaniu nas ze szpitala stwierdziła, że badanie słuchu dwukrotnie wyszło negatywnie, a po 7 dniach zgłosić się muszę z synem w poradni matki idziecka, "ale to tylko rutyna, bo pani dziecko i tak nie słyszy"...
Miałam wtedy 21 lat i pierwszy poród za sobą i przeżyłam wielkie rozczarowanie i załamanie...

Po 3 miesiącach jazd 2 razy w tygodniu do tej poradni okazało się że dziecko miało zatkane uszka wodami płodowymi!!! Ale to nie wychodziło w żadnym badaniu!!!

Po takim porodzie aż boję się godziny zero teraz, jak złapią mnie skurcze i zacznie się poród
Mam nadzieję że trafię na lepszy personel, chociaż słyszałam też że w naszym szpitalu przypinają pasami nogi
a ja nienawidzę być ograniczona ruchowo w żaden sposób!!!

Awatar użytkownika
iw_rybka
Wodzu
Wodzu
Posty: 17728
Rejestracja: 07 mar 2007, 18:40

13 paź 2009, 21:28

ąz sie popłakałam :ico_placzek: pięknie :ico_oczko:
- ja tez,jak glupol :ico_wstydzioch:

Awatar użytkownika
izuś_85
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 9059
Rejestracja: 21 gru 2008, 21:25

14 paź 2009, 14:23

dziękuję dziewczyny :ico_oczko: :ico_oczko: ja ile razy przeczytam ten opis i przypominam sobie jak to było- tyle razy mam łzy w oczach :ico_placzek:
i choć wycierpiałam troche z powodu tego nietrafnego przeciecia (moja ginka powiedziała ze od dwóch lat nie widziała tak zmasakrowanego krocza) to byłabym w stanie rodzić raz jeszcze- dla mojej Kruszynki zniosłabym wszystko

Kala ;), współczuje przeżyć :ico_olaboga:

Awatar użytkownika
Kala ;)
Papla
Papla
Posty: 790
Rejestracja: 16 wrz 2009, 09:10

03 lis 2009, 19:25

witam raz jeszcze :ico_haha_02:
ja już mam za sobą drugi poród i z jednej strony lepszy a z drugiej gorszy od poprzedniego :ico_olaboga:
lepszy - bo teoretycznie cała akcja trwała około 20 minut - 3 silniejsze skurcze rozwierające szyjkę i 2 parte
a gorszy bo po pięciu dniach skurczy dopiero zaczęło postępoać rozwarcie... :ico_placzek: :ico_olaboga:
tzn od czwartku skurcze których teoretycznie nie czułam a lekarz patrząc na ktg stwierdził że urodzę w ciągu maksymalnie 2 godzin z takimi skurczami
dopiero w piątek przed południem poczułam skurcze i to silne :ico_noniewiem:
i znów ktg i zostawili mnie w szpitalu i hop na porodówkę i 4 godziny męki i skurcze odeszły...
w sobotę wypisali mnie do domu i zalecili współżycie z mężem
ale na nic...
weekend spędziła w brzusiu w domku a w poniedziałek lekarz prowadzący pomógł Nam :ico_brawa_01: :-D , o 14:30 zrobił taki masaż szyjki że aż odpływałam na fotelu, i kazał w ciągu pół godziny jechać na oddział do szpitala bo się błyskawicznie posunie akcja... Ja nawet nie miałam nadziei... :ico_noniewiem: ale rzeczywiście po 15 złapały mnie takie skurcze że myślałam że zapomniałam jak się chodzi, tak silne :ico_szoking: i jak zwykle ktg i szok - położna zadzwoniła z izby przyjęć po lekarza że możemy nie zdążyć na porodówkę :ico_szoking: rzeczywiście akcja nabrała takiego tempa... i o 17:05 Weronika przyszła na świat :ico_brawa_01: :ico_buziaczki_big: :ico_prezent: :ico_dziecko:
tak, że na prawdę każdy poród jest inny :ico_haha_01:
a wczoraj położna wygoniła Nas na pierwszy spacerek :ico_haha_02:

margolcia
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 8756
Rejestracja: 07 kwie 2008, 15:55

07 lis 2009, 12:01

we czwartek 16,07 ok godziny 5 rano odzszedł mi czop i zaczęły pojawiać się pierwsze skurcze na poczatku nie zbyt regularne a juz ok 12 były co 10 min a ja siedziałam twardo w domq i nawet nic nie mówiłam dla R. ze zaczyna się coś dziać dopiero jak wrócił po 15 z pracy poprosiłam aby zawiózł mnie na KTG zeby zobaczyć co tam słychać ;] po KTG zbadała mnie położna i szok rozwarcie już na 2 cm mówiła zeby pojść do poradni ''k'' żeby gin zobaczył zapis KTG poszłąm a on kazał nam brac torbę i myk myk na salę porodową ;] wróciliśmy z R. do domu wzięliśmy torbę aj jeszcze kolację zjadłam i pojechaliśmy ok 18 byliśmy już na sali porodowej ;] rozwarcie już na 3 cm o 21 było na 4 cm położna powiedziała ze jak tak dalej tak pojdzie to do północy urodzimy. wieć my z R oboje happy ;] rogale od ucha do ucha kolejne badanie o 23 i załamka rozwarcie stoi w miejscu i tak aż do 1-wszej w nocy ;/ . kolejne badanie i rozwarcie 7cm ale główka nie chce zchodzic do kanału rodnego bóle niemiłosierne bo z kręgosłupa. o 2.30 przychodzi ginekolog wypuszcza wody główka nadal nie zchodzi ;/ podłączyli oxytocyne i o 4 zaczeły sie bóle parte heh nie wiem ile ich bylo 2 moze 3 albo 4 i Igorek był juz po tej stronie brzuszka ;]
R. był ze mną cały czas az do bóli partych stwierdził ze on nie bedzie dał rady ale taka była nasza umowa ze wychodzi wtedy kiedy dojdzie do wniosku ze nie da juz rady i gdyby nie on nie wiem jak dała bym rady bo jego masowanie plecków przynosiło ulge w skurczach
mogę wam powiedzieć ze teraz to już nie pamiętam jak to bolało i mogła bym urodzić jeszcze raz aby poczuć jeszcze raz to jego cieplutkie i mokre ciałko na brzuszku. jesteśmy najszcześliwszymi rodzicami pod słońcem

Wróć do „Ciąża, czyli nasze 9 miesięcy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Ahrefs [Bot] i 1 gość