05 kwie 2010, 22:25
Ja też się wyżale, bo to chyba wątek dla mnie.. Co prawda ja nie mieszkam z teściami i mam do nich 350 km, więc widzimy się nie za często.. Ona(teściowa) była u nas raz przez osiem lat kiedy jesteśmy i mieszkamy razem, teść był może ze 4 razy, oboje, byli raz kiedy dowiedzieli się że mój mąż, wtedy jeszcze nażeczony ma guza muzgu, kiedy dowiedziała sie, że jestem w ciąży, 2 tyg po operacji P i ona i teść byli lekko wścielki, bo chyba mieli nadzieje, że jenak nie będziemy razem, ja jakoś od początku im nie pasowałam, na naszym ślubie i chrzcinach Jasia teściowej nie było, pojechała do pracy do Hiszpanii, mimo że o naszych planach wiedziała na 3 m-ce przed wyjazdem, na ślubie był teść i rodzeństwo P z mężami, nażeczonymi, wszyscy z fochem, że musieli przyjechać.. Później widzieliśmy się w lipcu na kilka dni, ale traktowali nas jak zło konieczne, nikt z nami nie rozmawiał siedzieliśmy osobno.. później w październiku na 2 dni, wizyta zakończyła sie awanturą, na roczek Jasia w listopadzie przyjechali jakby nigdy nic, dali znać, że w ogóle będą 12 godzin przed imprezą, zwaliło się 19 ludzi.. od tego czasu się nie widzieliśmy, dziadkowie nie wiedzą jak wygląda ich wnuk, nie dzwonią, nie piszą smsów (oczywiście do męża, bo do mnie nikt nigdy nie dzwonił i nie pisał, raz wysłałam teściowej życzenia na dzień matki, to mi kiedyś powiedziała, że ona nie jest moją mamą i nią nie będzie) prawie rok po ślubie nie wiem jak mam mówić do teściów, w wiekszości przypadków kiedy sie widzimy, czy rozmawiamy (Bogu dzięki nie jest to często mówie Pan/Pani)
Gdyby ktoś chciał mnie ukarać, to kazałby mi mieszkać z teściową, chyba bym tego nie przeżyła.. bo ona jest z typu, daj mi kase a ja będe rządzić i ile by nie miała pienędzy to zawsze jej mało.. po za tym nie znosi krytyki, wszystko wie najlepiej, uwielbia kłucić się ze wszystkim, szczególnie z teściem, którego wyzywa od najgorszych, nieprzebierając w słowach..
Jasiek w zasadzie nic od nich nie dostał, tzn dostał dokładnie to: zanim sie urodził komplecik, czapeczka, rękawiczki, szalik, szklana butelka z wielkim gumowym smokiem, jak przyjechali go zobaczyć ksiżeczke pamiętnik syna i koc, paskudny w jkieś bordowe kwiaty, strasznie badziewie w rozm 160x200cm które od razu wyniosłam na strych, jak byliśmy w lipcu takie sztuczne akwarium, coś jak telewizor(włacza się do prądu i rybki płyną, ale wcześniej powiedziała, że Kuba (syn siostry P) w końcu ma rybki, których nie musi karmić) więc miałam tego nie brać, bo chyba jednak nie dla naszego Jasia, ale teść wcisął prawie na siłe.. no i na roczek, kombinezon w kwiatki typowy dla dziewczynki, poza tym zaduży nawet teraz w kwietniu, pewnie dorośnie do niego w lipcu sierpniu.. no i to wsio..
Ale jak się tak zastanowić, to nie żałuje, że jest jak jest, bo Jaś niczego nie stracił na tym, że ich nie zna..
A jeśli chodzi o to, że dziadkowie pozwalają, a rodzice nie, to moi rodzice są w tym mistrzami np ja nie pozwalam wynosić talerzy i garnków z szafek, dziadkowie pozwalają, mnie nie rusza kiedy młody się drze, bo chce coś wymusić na nas i pozwalam mu się wykrzycześ, a dziadkowie od razu "no zrób coś bo przeciez płacze"