Opowiem Wam moją historię
Przeżyłam zdradę. Nie był to mąż lecz narzeczony. Byliśmy ze sobą 5 lat. Planowaliśmy ślub na sierpień ub.r. Pod koniec lipca odwołałam wszystko. Miesiąc przed weselem.. Zaczęły wypływać jego grzeszki... Tak naprawdę za rękę go nigdy nie złapałam, nikt mi dowodów też nie przyniósł. Ale intuicja kobieca to potężna siła...
Zaczęło się od tego że stał sie strasznie zazdrosny. Do tego stopnia, ze wypominał mi wszedzie zdradę. W pracy go "zdradzałam", w szkole, nawet do mojej przyjaci,ółki zabronił mi chodzić bo stwierdził, ze chodzę do jej męza a nie do niej. pff.. śmieszne. Długo to znosiłam i pewnie znosiłabym to do teraz. Ale cały ten galimatias zaczął sie gdy znalazłam u niego nowo wpisany numer w telefonie. Pytając kto to odpowiedział, że kuzynka no i sprawa poszła w zapomnienie. Przeciez nie jestem zazdrosna o kuzynkę. Jednak po jakimś czasie znalazłam jego biling telefoniczny gdzie często powtarzał sie pewien numer. Gdy zaczełam szukac okazało sie, ze to właśnie ta "kuzynka". Kolejny raz spytałam kto to jest i on, pewnie zapominając ze mi sprzedał taką bajkę o kuzynce, odpowiedział bez ogródek że koleżanka z tej samej samej miejscowości <znałam ją>. Wybaczyłam. ale potem zaczęłam znajdować połączenia, smsy, niby nic tam nie było ale jednak cos... Samo to ze wszystko ukrywał przede mna. Kasował smsy połaczenia, a gdy tylko zapomniał tego zrobić ta akurat znalazłam cos z nia zwiazane. Dziwny zbieg okolicznosci... No i ciągnęła sie taka sytuacja pare miesięcy, nasz slub był coraz blizej a ja miałam coraz większy mętlik w głowie. I nagle ktoś mi powiedział że widział że do niej jeździ. Gdy został przyparty do muru to przyznał się, owszem, ale że jeździ "na kawę" W TAJEMNICY PRZED SWOJĄ NARZECZONĄ. i niby nic więcej... Nie mogłam w to uwierzyć.. Tymbardziej, ze ona była zwykłą latawicą. Niby miała chłopaka ale wiem, co robiła za jego plecami. I nagle zaszła w ciązę. Koledzy mojego narzeczonego zaczęli mówić, ze to jego dziecko.. Dziwne skad by to wzięli skoro nic między nimi nie było <niby...> Czara goryczy się przelała... I dopiero wtedy przejrzałam na oczy. Odwołałam slub ale głupia dałam mu jeszcze ostatnią szanse. Jednak nie wykorzystał jej i po 4 miesiacach podjęłam decyzję o definitywnych rozzstaniu.
Tak naprawdę to nie tylko te jego zdrady zadecydowały o moim odejściu. zaczęłam sie źle z nimczuć. stawał się coraz bardziej zazdrosny wręcz, zaborczy. A najgorzsze jest to, ze potrafił na mnie podnieśc rękę. I to nie raz nie dwa razy. Proszę, nie oceniajcie mnie. Nikt tego nie zrozumie kto tego nie przeżył. Jak wielka jest siła miłości, która wszytsko wybacza... Ale w końcu przejrzłam na oczy.I wiecie co?? W końcu oddycham:-)) Nie muszę sie zastanawiać co robi, z kim jest... Nie musze dzwonić do niego przed każdym wyjściem (nawet do sąsiadki!) żeby sie "wyspowiadać. I w koncu czuję jak bardzo ten związek mnie przytłaczał. Tak długo walczyłam z sobą, nie chciałam sie znim rozstawać. To było całe moje życie: jego rodzina wspólni znajomi.. i ten czas... w koncu to barzdo długo. Ale nie można na to patrzec. Czasem trzeba być egoistka i pomyśleć tylko o sobie. I tak zrobiłam
Musze wam powiedzieć, ze naprawdę miłość to nie wszytsko, bo kochałam go nad życie.. ale byłam przy tym zaślepiona... I umierałam przez to.
Jak sie już po wszytskim okazało ta "kuzynka" to nie była tylko jedna jego przygoda, bo było ich znacznie więcej.
Nie mogę zrozumieć tylko tego, jak można być z kimś tyle czasu i tak naprawdę wcale go nie znać. To jest najgorsze i najbardziej boli.