Mój mąż myśli, że ja znajduję jakieś wymówki i że go koniecznie chce porzucić na rzecz macierzyństwa. wmawia mi że nie mam ochoty na seks, że to już tak będzie do końca życia... oczywiście takie rozmowy są tylko czasami, może odbyliśmy dwie, ale diabli wiedzą co on sobie tam roi...
Sprawa wygląda tak, że jestem w szóstym miesiącu ciąży, i ogólnie rzecz biorąc jem zupełnie inaczej niż do tej pory. Przytyłam trochę, jak mam zachciankę to mieszam takie rzeczy, których wcześniej nawet bym nie tknęła;) No i miewam wzdęcia. Nie sa to jakieś wielkie wzdęcia, tylko całkiem normalne... problem w tym, że kiedy się kocham z mężem, to coś musi się podrażniać, coś naciska, nie wiem - chodzi o to, że cały czas czuję, jakby mi ktoś wiercił w jelitach. Seks - umówmy się, nie jest wtedy przyjemny...
On natomiast uważa, że znajduję sobie jakieś usprawiedliwienia, jakieś wymówki. Nie mogę wziąć niczego na te wzdęcia, bo w ciązy lepiej nie ryzykować, prawda? Z dwojga złego wolę żeby mąż był na mnie zły, ale też lepiej by było, żeby wszyscy byli zadowoleni...
Jak ktoś zaproponuje seks oralny, to z góry uprzedzam, że NIE. Ja nie mogę się przełamać, nie chce i kropka. Tego tematu z mężem nawet nie poruszamy, bo jemu też jakoś nie bardzo na tym zależy, chyba pogodził się z myślą;)
No ale nie wiem jak z nim rozmawiać, co mu powiedzieć, żeby uwierzył? Jak rozwiązać problem?