hej babeczki!
o nieee sezon much sie zaczyna
wystraczy otworzyc okno na jeden dzien i juz dom pelen much
a zabijac nijak mozemy na tych bialych scianach
trzeba bedzie lep kupic czy jakis spray
tibby, wspolczuje bolu plecow, ja mam dokladnie ten sam problem, jazda samochodem nawet parominutowa jest dla mnie jak skazanie. To samo siedzenie przy kompie, czy maszynie do szycia. Mi dotat pomagalo chodzenie na szpileczkach - czyli masowanie ze strony meza, jak juz boli mnie bardzo a sa goscie i siedziec trzeba to zapraszam na kanape i dwa panadole biore, zazwyczaj musze wziasc 4 -6 z kilkugodzinna przerwa zeby bol ustapil wiec jak wiem ze gosci beda a mnie bola plecy to zaczynam od razu brac panadol zeby byc gotowym jak oni przyjada. Teraz jak cwicze techniki oddychania do porodu to i one pomagaja mi sie zrelaksowac i rozluznic spinajace sie miesnie. Ale nic nie zmienia faktu ze jednak trzeba sie klasc bardzo czesto. Ja sie z nim borycze juz dosc dlugo i mi tez pomaga nieznacznie ale zawsze cus fyzjoterapeutka. Na bole w stawach miednicy jest boska, bo jak w zeszlym roku niemoglam wstac z lozka, tak teraz te bole pojawiaja sie sporadycznie, ale plecy juz gorzej, bo jednak te miesnie trzeba trenowac przez dluzszy okres zeby je wzmocnic, kiedy ciezar brzucha napiera i zebra uciskaja stawy i nerwy. Samo naciskanie z jej strony dlatego nie wystarczy a ja glownie koncentrowalam sie na cwiczeniu miesni ud, tyleczka i brzucha, teraz jest juz za pozno by cokolwiek zmienic. Dla mnie jest to tez kwestia *ignorancji* bolu, bo juz tak dlugo mnie boli, najpierw w miednicy potem kregoslup sie dolaczyl, wiec przyzwyczajenie nastapilo i czesto mimo ze bol jest to w jakims stopniu go ignoruje, staje sie dla mnie niewygoda, mimo czucia jakby ktos wkrecal mi srubki w plecy. Nic juz bardziej na bol nieporadze, wiec nie ma co jak tylko go zaakceptowac bo z kazdym dodatkowym kilo bedzie tylko gorzej. Nie ma co rozpaczac tylko wlasnie zaakceptowac ze ten bol z nami jest, siedzi tam i bedzie siedzial jak jakas zupelnie normalna czesc nas i tyle. I cieszyc sie ze juz niedlugo koniec i wszystko ustapi!!
gozdzik,
lidziasc, to chyba naturalna kolej rzeczy ta obawa teraz. Mamy juz dzieci z poprzednich ciazy i to wlasnie sprawia ze pojawia sie w nas lek, czy duza siostra zaakceptuje nowego czlonka rodziny, czy same damy sobie rade z opieka i wstawaniem majac juz jedno dziecko ktorym trzeba sie opiekowac. W pierwszej ciazy bylo wiecej tego niedoczekania, leku w sumie niemal wcale nie bylo, no bo nie wie sie dokladnie w co sie wchodzi, ile pracy wymaga takie dziecie, nie zna sie dokladnie niewyspanych nocek i zmeczenia. Slyszalo sie o wszystkim ale dokladnie samemu nie doswiadczylo. Teraz rowniez i ja mimo niecierpliwosci i radosci pelno mam w sobie obawy, jak sobie poradze, czy sobie poradze i jak Julcia zaakceptuje nowa dzidzie. Czuje niemal taka treme jak przed jakims egzaminem