22 paź 2010, 14:43
ależ się wk... dziś w przedszkolu. Wchodzę a tam na stole sniadaniowym istny bazar - jakies rajstopy, kombinezony, zabawki... no ale nic, mówię, nie mój interes. Widziałam, ze inne mamy cos tam kupowąły ale ja bez grosz ato nawet nie patrzyłam co tam jest. Zabieram Kubę do szatni a ten wyje, z etam stoi jego smaochodzik. Stalo z boku autko w kartoniku. ja mówię, ze to nie jego tylko jakiegoś innego dziecka. A pani za mna leci i woła "tak, tak to dla Kubusia, wybrał sobie. powiedział, że mama albo dziadek mu kupią" nosz kur... mać mówię Kubie, ze niestety mama mu nie kupi, bo nie ma pieniążków a ta pinda do niego (bo on coraz glosniej wyje) "nie martw się Kubusiu samochodzik poczeka na ciebie do poniedziałku" o szlak by trafil to babsko! mówię jej żeby tak więcej nie robiła (kulturalnie, nawte jak na mnie) że nie można dziieciom pokazywać i mówić, ze im rodzice kupią, bo ja nie zawsze moge dziecku kupić to ta się zaczela wypierać, ze ona wcale nie pokazywala, on sam wybrał i ona nawet nie wie skąd on wiedzial, ze to na sprzedaż. no jasne, bo moje dziekco to debil co nic nie rozumie. Poza tym sam na pewno nie wymyślił, ż emu kupie albo ja albo dziadek (który dziś po raz pierwszy zaprowadził Kube do przedszkola) no mówię Wam jak wściekla jestem