mój je z ogromnym apetytem

wszystko co mu się da to zje

nie było jeszcze czegoś, czego by nie lubił. no oza obiadkami ze słoiczka, bo tych nie przełknie
my po kontroli w szpitalu.
byłam nieziemsko zla na kierowce karetki, którą nas przewozili z miejsca na miejsce. a zaczęło się tak:
jechalismy na 12 do szpitala, gdzie mieliśmy skierowanie i gdzie leżał tobik. Dojeżdżamy, a tam dowiadujemy się, że trzeba będzie jechac do innego szpitala. I że przyjedzie po nas karetka. ZA GODZINĘ MINIMUM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Myslam, że zemdleję! Dobrze, że miałam mleko dla małego.
Po jakiś 30 min przychodzi piguła i mówi, że mamy sie szybko ubierac, bo karetka stoi. A ja na to"
- przecież mieliście mi dziecko przed wyjściem przebadac?
Piguła westchnęła i poszła o lekarkę, które ponoc miały jakąś naradę po obchodzie.
zbadały go i poszlismy na dół do karetki. zabralismy wózek (bo pojechalismy do szpitala tramwajem, bo samochodu nie mamy) i idziemy.
A ten facet w karetce po pierwsze ociągal się z otwarciem drzwi, bo na dworze padało.
A na koniec jak zobaczył wózek to nas wysmiał i powiedział, że nie zabierze go bo on nie jeździ ciężarówką tylko karetką.
Na to ja: - Jak to pan nie weźmie? To co ja mam zrobic z wózkiem?
I tak sie z nim kłociłam przez dłuższą chwilę

on swoje, a ja swoje.
Mój M. na końcu uległ i powiedział, ze zabierze wózek i podjedzie pod ten drugi szital tramwajem (w wielkim deszczu).
No i powiedzcie, jaka to sprawiedliwośc? a jakbym była sama? nawet matkom z malutkim dzieckiem sie nie pomaga.
a wózek składany i bez problemu by było w karetce miejsce na niego.
