to ja osobiscie chyba bym sie na to nie odwazy ale nie mam nic przeciwko dziewczyna ktore rodza w domu
to tak jak ja
mój drugi poród odbył się w tym roku. Urodzilam Bartka w 36 tc. Ze względu na cholestaze ok. 2,5 tygodnia lezałam w szpitalu :ico_zly:23 sierpnia powiedziano mi,ze pod koniec tygodnia prawdopodobnie beda wywoływać poród.Po czym zrobiono mi usg, zbadano. okazało się,ze mam juz skrócona szyjkę i są "idealne warunki"
Moj małż zamienil sie na słuzbę z czwartku na środę. Było ok. we środe rano usłyszałm,ze zrobia mi usg. Po usg leżę sobie na łóżeczku, a tu przychodzi połozna i zaprasza mnie na lewatywę
Ja oczy w slup
Słysze:"a to przeciez pani ma dzis isc na porodówkę"
Myslę sobie "chorobcia, przeciez miał byc koniec tygodnia..."Potem zaproszono mnie na porodowkę, zapodano żel i tak sobie leżałam 2 bite godziny. Czas mi się dłużył niemiłosiernie, zwlaszcza,ze naprzeciwko miałam zegar
Od razu na ktg pokazały się lekkie skurcze, czym zdziwiona byłam i ja, i połozne. Po tych 2 godzinkach, czyli o dwunastej przyszedł lekarz. zbadał mnie, po czym powiedział "Jak pierwsze dziecko, to urodzi pani o 17, jak drugie, to 3. Jak się pani pośpieszy i załapie na 3, to wyjdzie pani w piątek, jak poźniej, to wypis w sobotę"
No i sie zaczęlo na patologii...Mąż przyjechał najszybciej, jak mógł. po 13 skurcze były mocniejsze. O 14.30 na badaniu okazało się,ze moge jechac na porodówkę. Gdybym mogla, to ze szczęscia zeskoczylabym z tego samolotu w gabinecie. skurcze miałam co 40s
a tu nagle niespodzinka: nie moge isc na porodówkę, bo wszystkie sale zajęte
Mowię do małża ,ze nie wytrzymam. W koncu zlitowali się nade mną, biegusiem na trakt. atam babeczki w śmiech. Mówia do mnie"no wie pani, miała byc pani o 3 , a jest za dziesiec"
"tu wszystko jeszcze nieprzygotowane, bo podłoga mokra itd szybciorem rozłozyły swe "pomoce" i ciach. Pare skurczow partych i bart sie urodził. Nie obyło sie bez nacięcia, ale co tam.
sam poród zajął mi 5 minut
Synek pojawil się o 14.55
i wazył 2690g
Wydaje mi się,ze tym razem parcie był bolesniejsze niż przy pierwszym porodzie , a może mowię tak z perspektywy czasu?
Byałam jeszcze w szpitalu te 2 doby, wyszlam w piątek. były to jednak 2 najdłuższe doby w moim życiu. Teraz w zasadzie ciesze się,ze tak to wszystko się ułożyło. niemniej jednak pamiętam strach , kiedy okazało się,ze transaminazy olbrzymie i czeka mnie pobyt w szpitalu. Corkę mąż zawiózł do dziadków 500km od nas. Ta tęsknota za nią, mezem, swoim domem rozdzierała mi serducho. Miałam chwile załamania, płakałam i patrzyłam na kalendarz...ale to wszystko minęło.
Ufff, no to się rozpisalam...