A u nas to ja jestem nerwowa, porywcza, ognień i dym... pracuję nad sobą, staram sie i czasem długo mi sie udaje, ale czasem po prostu budzę się zła i nic nie pomaga, na koniec płaczę jaka to zła nie jestem, czuję się oczyszczona i do następnego razu... Psychopatyczne to trochę... Kiedyś rozmawiałam o tym z takim psychologiem (księdzem) i on powiedział mi, że niektórzy ludzie tak mają, św. Hieronim potrafił w liście wypisać do kogoś 5 stron przekleństw i gróźb, po czym żałował i bił się kamieniem w pierś jako pokutę
Może odbiegłam od tematu, bo piszę o sobie - wiem kiedy zachodzi mnei złość, wiem co ją nakręca staram sie unikać sytuacji podobnych...
Jeśli chodzi o Ciebie i męża, jakie są przyczyny jego złości, frustracji...? Jeśli działać to owszem razem...
Niestety powiem Ci jedną rzecz, niektórzy są spokojni inni porywczy każdy w jakiś sposób nad sobą pracuje... Jedyna metoda na zmianę, ja czytam dużo książek, felietonów, porad, póki potrafię opanować się w trakcie złości i zdusić ją to nie korzystam z pomocy specjalistów...
Trzeba razem chcieć
A i gdybym usłyszała od męża albo zrobie to albo tamto - to z moim temperamentem nie patrząc na skutki (niestety tak jest kiedy złość zalewa) spakowałabym manatki i wyprowadziłą się z dziećmi, bo w moim myśleniu na dobre i na złe a nie jak nie to dowidzenia
Wolę by przy mnie był i zachęcał byśmy wspólnie popracowali, że zawsze ze mną będzie, że damy radę etc.
Powodzenia...