Witam ja porannie
z dobrych wiadomości u nas to to że wyniki badań krwi są niezłe i w przyszły poniedziałek znów jedziemy do ortopedy na konsultacje.
z gorszych to to, że mnie juz wszystko wqr**a
moi rodzice sie rozwodzą, bo to było tak, że ojciec przyjechał 3 czerwca i namieszał z tym rozwodem
kurde jak by nie mogł sie miesiąc wstrzymać, ale cóz - ja jego córką nie jestem wiec co go obchodzi mój ślub i chrzest mojego dziecka
teraz atmosfera jest gorsza niż zła, wszyscy tylko warczą na siebie, i byle gó*no wywołuje awanturę
do tego zabrał samochód nie jego w dodatku tylko mamy (że też ona mu dała
) i teraz siedzi matka cały dzien w domu i tylko je i śpi (typ człowieka co do przychodni 300 metrów jedzie autem) co tylko wkurza babcie
z kolei rodzina mojego P też wqr*a do bólu, a przez ich chamowatość odbija sie wszystko na P
bo zaczeło się od tego że bratu P urodził sie syn. a zanim urodził sie syn mieli psa - labradora, wielkie to to i takie przyjazne, ciągle by sie tylko bawił a przy tym gubi tone siersci dziennie
no i urodził sie syn, psa przywiezli do rodziców - na tydzien
po tygodniu nie wzieli
po 2 tygodniach matka zmusiła by zabrali to zabrali na pół dnia i przywiezli bo mały uczulenia dostał
po 3 tygodniach matka zaczeła nonono truć by zabrali psa to powiedzieli że małemu testy zrobili i czekają na wyniki (myslałam że padne trupem ze śmiechu, testy mhm)
i teraz po 1,5 miesiąca oświadczyli że psa nie zabiorą
no i nasz ślub gosci z warszawy zaproszonych sztuk 8 (chrzesni z mężami/żonami, rodzice, brat z żoną)
chrzesna nie przyjedzie bo mąż jest słaby (ma raka) i nie ma samochodu - rozumiem
chrzesny nie do konca wiadomo, bo żona chora i jutro sie okaze czy idzie do szpitala - no niech bedzie że rozumiem (choć na ślubie cywilnym nie był bo pojechał na ryby do norwegii)
rodzice przyjadą z tym że ojciec tylko na ślub i wraca bo pies (chociaż z jednej strony to dobrze bo on po alkoholu jest nie bardzo)
a brat no cóż brat nie wiadomo czy przyjedzie a nawet jesli to tylko na slub bo dziecko malutkie, bo ma kolki mimo iz mogliśmy im zapewnic tu nocleg, łóżeczko, wózek by nie musieli swojego brać, leżaczek, wszystko co by sobie wymyślili, ale przeciz 120 km to daleko (2 godziny jazdy), ale na działke 60 km 2 godziny jazdy bo korki to można z dzieckiem pojechać
no ale zapowiedziałam P że jak oni bedą małego chrzić to chce niech se jedzie ja nie pojade, a jak go poproszą na chrzestnego to sie nie zgodze (ale zrobi co zechce) bo żona brata sie nie zgodziła (lepiej dla mnie)
no i tyle, musiałam sie wyżalić bo juz nie moge tego w sobie tłamsić...
też macie wrażenie że to wszytsko jest nienormalne by nie powiedzieć gorzej.... ?