Cześć kobiety!
Jesteśmy w domu! Jutro Was doczytam i odpiszę, a teraz relacja co to się działo.
W czwartek jak zwykle poszłam do pracy, rano było wszystko ok, Krzysiu ładnie mamie zjadł, bawił się i śmiał, zasnął i po drzemce się zaczęło. Od 13 do 14 cały czas mamie płakał, a właściwie krzyczał, o 14:30 mama do mnie zadzwoniła, bo wtedy troszkę się uspokoił, w między czasie smarowała mu dziąsła i dała panadol, bo myślała, że to zęby. Od godz. 10 nic je jadł i nie pił, nie było mowy, żeby coś do ust wziął. Z pracy szybko przyjechałam taksówką, zrobiłam mleko i chciałam mu dać, żeby sprawdzić czy faktycznie nie chce, czy tylko od mamy nie chce, ale już na sam widok butelki był wrzask. No to szybko ubrałam małego i poszłyśmy z mamą do przychodni, prawie godzinę czekałyśmy aż lekarka nas przyjmie, zbadała go i niby wszystko ok, ale dała skierowanie do szpitala, bo to już prawie 7h bez jedzenia i picia i były pierwsze objawy odwodnienia. W szpitalu najpierw godzina papierologii

później pani doktor go zbadała, jak tylko dotknęła brzuszka, to od razu Krzysiu zaczął płakać, więc stwierdziła, że na pewno jakiś wirus się z tego wykluje i w związku z tym dostaliśmy izolatkę, żeby całego oddziału nie zarazić. Pielęgniarka zabrała go do zabiegowego na pobranie badań i założenie wenflonu, ja z mamą stałyśmy pod drzwiami i słuchałyśmy jak Krzysiu płacze. Strasznie długo to trwało, więc nie wytrzymałam i weszłam do środka, oczywiście usłyszałam, że nie wolno, ale powiedziałam im, że to moje dziecko i mam prawo przy nim być. Okazało się, że nie mogą założyć wenflonu, bo żyłki pękają z powodu odwodnienia i te kretyki chciały kłuć go do skutku! Obie rączki miał już w trzech miejscach nakłute i jedną nóżkę w dwóch i zabierały się już za drugą nóżkę! Zabrałam im małego, bo to przegięcie totalne było!

Poszłam z nim na salę, tam się uspokoił, pielęgniarka przyniosła mu herbatkę i na szczęście wypił! Dzięki temu nawodnił się trochę i udało się założyć ten cholerny wenflon, dostał kroplówkę. Mleczko wypił dopiero o północy. Rano były wyniki krwi i moczu-dobre, później zrobili usg brzuszka-dobre, musiałam złapać mu siuśki na posiew-wynik dobry. Krzyś zaczął jeść i pić, humorek zaczął mu wracać, ale w nocy z soboty na niedzielę bardzo wymiotował, pierwszy raz zwymiotował śpiąc, ja i moja współlokatorka też spałyśmy (jednak dołożyli nam drugie dziecko), ale jak zaczął chlustać, to obie się zerwałyśmy i całe szczęście, bo jak byśmy nic nie słyszały, to mógłby się zadławić! W dzień zaczął robić nieciekawe kupki. Po południu na dyżur przyszła pediatra-przyjaciółka brata i bratowej mojej mamy (lekarzy), poszłam z nią pogadać z nadzieją, że może od niej dowiem się o co chodzi, co jest mojemu dziecku. No, więc usłyszałam "to na pewno jakiś wirus, bo ja też źle się czuję"-normalnie myślałam, że z wrażenia z kapci wypadnę! Stwierdziła, że Krzysiowi się poprawia i w poniedziałek rano cytuję:"wywali" nas do domu

a ta poprawa polegała na tym, że znowu prawie nie jadł, pół nocy żygał i dostał biegunki! Dzisiaj rano przyszła do nas super lekarka-młoda, bardzo zaangażowana, dokładna. Zapytałam jej czy nie warto zrobić badanie kału, może ono coś wyjaśni, to powiedziała, że oczywiście można, ale na 99% wyjdzie, że Krzyś ma norowirusa i wtedy ona będzie musiała skierować nas na oddział zakaźny, a tam nic więcej nam nie dadzą jak probiotyk i ewentualnie kroplówki w razie potrzeby. Przepisała leki i wypisała nas do domu, żeby na oddziale jeszcze czegoś przypadkiem nie złapał, ale przed naszym wyjściem jeszcze 2 razy przychodziła sprawdzać jak się Krzysiu czuje, jak kupki i czy je. Je mało, ale pije sporo a to najważniejsze, leki też przyjął chętnie. Po powrocie do domu zwymiotował jeszcze, ale delikatnie i zrobił wodnistą kupkę, trochę się zdenerwowałam, że znowu coś się będzie działo, ale od tego czasu jest ok. Za to mój Michał się chyba zaraził, bo ma biegunkę i wymiotuje. Zdołowana w tym szpitalu strasznie byłam, bo w sobotę zmarła 9-cio miesięczna dziewczynka

nie mogę zapomnieć jej matki i tego potwornego krzyku, najpierw jak ją reanimowali a później jak już lekarz przekazał jej tą potworną wiadomość. Łzy poleciały mi mimowolnie

Nie potrafię sobie nawet wyobrazić co ta kobieta przeżywa, [*] dla jej córeczki.
Ogólnie jestem wykończona psychicznie i fizycznie. Tak naprawdę nie mam pewności czy to faktycznie ten norowirus i zastanawiam się nad zrobieniem prywatnie badania w laboratorium, żeby to sprawdzić.
W sobotę wieczorem położyli nam na sali 3 miesięczną Zuzię, która często płakała, a jak nie płakała to gadała ciągle a Krzysiu się bał i tego płaczu i jej gadulstwa i jak tylko ją słyszał, to od razu w ryk! W nocy Zuzia też nie dawała nam spać, bo ona je w nocy jak noworodek, a jak się obudzi to płacze. Ogólnie super dziewczynka, gaduła niesamowita, buzia jej się nie zamyka i ma niesamowitą fryzurę, strasznie długie i gęste włosy, grzywka układa się jej jak Elvisowi
